Prawicowe media wciąż starają się uporać z informacją, że wśród dokumentów dawnej Służby Bezpieczeństwa pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej znaleźli też teczkę należącą do Jerzego Zelnika, pseudonim "Jaracz". Zelnik od lat nie ukrywa sympatii do Prawa i Sprawiedliwości, a jego wypowiedzi w programach publicystycznych na tematy społeczne wywołały sporo kontrowersji. Zobacz: Zelnik przeprasza za "POŁAMANE DZIECI Z IN VITRO": "Chodziło mi o zwiększone ryzyko narodzin!"
W nowym numerze Do Rzeczy ukazał się właśnie wywiad z 70-letnim dziś aktorem, który donosił na kolegę. Zapewnia, że gdy podpisał zobowiązanie, był młodym człowiekiem, który został "wkręcony". A przede wszystkim: niczego nie pamięta...
Mogę dać słowo honoru: nie pamiętam. Uderzyły mnie te dokumenty - tłumaczy Zelnik w rozmowie z Cezarym Gmyzem. Jestem po stronie tych, którzy prowadzą śledztwo przeciw temu młodemu człowiekowi o nazwisku Jerzy Zelnik. Teraz okazało się, że jako dziewica nie mogłem przez życie przejść. (...) Okazuje się, co wynika z dokumentów, że gdzieś tam, w głębokiej młodości, tuż po otrzymaniu dowodu osobistego zostałem wkręcony.
Aktor twierdzi, że początków współpracy z SB nie pamięta.
Ja tego młodego człowieka o nazwisku Zelnik traktuję z dużym dystansem. To był wówczas taki chłopak nieuporządkowany ideowo. Skoncentrowany na seksie i sporcie - zapewnia i dodaje: Biję się w piersi.
Dziennikarz nie zadał niestety pytania, czy ta zapomniana przez Jaracza współpraca mogła pomóc mu w zdobyciu pierwszej ważnej roli. Zelnik zadebiutował w pierwszej "polskiej superprodukcji" - Faraonie Jerzego Kawalerowicza.