Jesienią zeszłego roku Doda oficjalnie potwierdziła, że jej "droga z Emilem dobiegła końca". Podobno niemile zaskoczyły ją pewne szczegóły z życia narzeczonego, o których "zapomniał" jej powiedzieć. Chodziło o siedmiomilionowe zadłużenie w Urzędzie Skarbowym, uzależnienie od alkoholu i dwie nieślubne córki.
Rabczewska wprawdzie lojalnie zapewniała w tabloidach, że o wszystkim od dawna wiedziała, ale w końcu cierpliwość jej się skończyła. Szczególnie że nigdy nie mogła być pewna, czy tym razem to już naprawdę wszystko.
W wywiadach nie kryła ulgi, że związek z Emilem już się zakończył. Jak ujawnia tygodnik Twoje Imperium, w odpowiedzi prawnik Haidara przysłał jej pismo, w którym, w imieniu swojego klienta domaga się... zwrotu wszystkich prezentów, jakie Doda otrzymała w czasach, gdy jeszcze
się z Emilem kochali.
Zażądał każdego przedmiotu, jaki jej dał - ujawnia w rozmowie z tabloidem znajoma piosenkarki. Od skarpetek po rzeczy wartościowe. Facet zachował się jak prostak.
Haidar początkowo nie chciał komentować tej sprawy, za to później oskarżył Dodę o zniszczenie mienia spółki HBS SA, której prezesem jest Kamil Haidar. Oraz o... kradzież należącej do niego szafy wraz z zawartością. Widocznie akurat przechodziła z tragarzami.
Jak ustalił tabloid, sprawa rzeczywiście jest w prokuraturze. Czyli to obecnie druga, oprócz sprawy o pobicie policjantów, sprawa sądowa Rabczewskiej. Nie licząc tej o pobicie Szulim, dopiero co zakończonej wyrokiem skazującym.
Nie wolno mi powiedzieć, o co jest oskarżona Dorota Rabczewska - mówi jej adwokat Sergiusz Doniecki. Ale proszę mi wierzyć, że sprawa jest kuriozalna.
Cóż, tak się kończą związki z milionerami z długami.