Wywiad, którego Natalia Przybysz udzieliła w zeszłym tygodniu Wysokim Obcasom, miał w zamierzeniu wspomóc kobiety skupione wokół Czarnego Protestu i nie zgadzające się na zaostrzenie prawa antyaborcyjnego w Polsce. W praktyce okazało się jednak, że wyznanie piosenkarki wywołało ogromne kontrowersje: Przybysz z jednej strony wytykane jest wygodnictwo i unikanie odpowiedzialności, z drugiej gratuluje jej się odwagi. Również wśród celebrytów zdania na ten temat są podzielone: wspierają ją Paulina Młynarska, Monika Brodka czy Nergal. Największa krytyka spadła na nią z kolei ze strony Karoliny Korwin-Piotrowskiej.
Przypomnijmy: Korwin-Piotrowska o Natalii Przybysz: "CZASAMI TRZEBA MYŚLEĆ! Nie chciało jej się szukać większego mieszkania"
Teraz dziennikarka znów poczuła się w obowiązku skrytykowania intymnych wyznań piosenkarki. Tym razem zarzucając jej, że daje przykład innym Polkom, które mogą traktować "aborcję jako środek antykoncepcyjny lub jego brak". Według niej prawicowi publicyści oraz prezes Prawa i Sprawiedliwości po przeczytaniu wywiadu "otworzyli szampana", stał się bowiem najlepszym argumentem dla obecnej władzy do zaostrzenia ustawy o prawie do aborcji.
Ciąża artystki była wynikiem braku antykoncepcji lub antykoncepcji nieskutecznej, a powodem do jej usunięcia - co wynika z tekstu - była wygoda, zbyt małe mieszkanie i liczne podróże - wylicza Korwin-Piotrowska. Czyli powody, które nie mieszczą się w głowie przeciętnej matki-Polki, która o kilkudziesięciu metrach mieszkania i zagranicznych podróżach może tylko pomarzyć. Takie wyznanie to woda na młyn konserwatystów i prolajfowców, którzy ze wszystkich sił starają się udowodnić, że kobiety którym popuści się ze smyczy, będą korzystać z aborcji jak ze środka antykoncepcyjnego i pod byle pretekstem będą się skrobać. Myślę, że Terlikowski, Ziemkiewicz, i być może sam Kaczyński otworzyli na tę okoliczność szampana, bo w najśmielszych wizjach nie spodziewali się, że w ręce wpadnie im argument takiej wagi.
Dziennikarka zaliczyła Natalię Przybysz do grona celebrytów, których nie należy traktować poważnie. Wywiad piosenkarki stawia na równi z depresją Marii Peszek przeżywanej w egzotycznym kraju i wyznanie Hanny Lis, która po powrocie z Azji kupiła espadryle za 60 złotych.
Zobacz: Maria Peszek: "Chciałam umrzeć!"
Wyznanie Przybysz znalazło się na tej samej półce, co depresja Marii Peszek przeżywana na hamaku w Bangkoku czy espadryle Hanny Lis kupione za kilkadziesiąt tysięcy złotych - zauważa. Trudno się więc dziwić, że celebryta zrobi wszystko dla fejmu. Pojawiły się krzywdzące i absurdalne zarzuty, że skandalem aborcyjnym Przybysz chce sprzedać płytę. W końcu cała Polska stała się jej ginekologiem, za jej przyzwoleniem.
Korwin-Piotrowska zaznacza również, że dziennikarze którzy poruszają kontrowersyjne tematy z osobami publicznymi, powinni zastanawiać się nad konsekwencjami wywiadu. Według niej, w przypadku Przybysz pracownikom Gazety Wyborczej zabrakło wyobraźni.
Zadaniem dziennikarza jest przestrzec rozmówcę przed tym, jakie konsekwencje mogą mieć jego słowa. Ktoś powinien z nią porozmawiać i upewnić się, że wie, co robi, mówiąc takie rzeczy, w takim kraju i w takim czasie. Jeśli jakiś dziennikarz dziwi się dziś temu, z jakimi gwałtownymi i spolaryzowanymi reakcjami spotkał się ten wywiad, to powinien przestać być dziennikarzem, a zacząć być parkingowym. (…) Czarny protest w deszczowy poniedziałek to było szczególne wydarzenie, które połączyło kobiety o różnych poglądach i wrażliwości. I bynajmniej nie wszystkie traktują aborcję jak zabieg kosmetyczny.