A ja jestem ze wsi i wciąż na niej mieszkam, skończyłam studia, pracuje. Kiedy mój tata chorował na raka jego życzeniem było umrzeć w domu. Nie wyobrażam sobie jak można kogoś oddać do domu opieki, widziałam co się dzieje w szpitalach-pielęgniarki zaglądają 2razy dziennie, jedzenie człowiekowi który nie wstawał kładzono na oddalonym stoliku i nikt się nie interesował jak on ma to sięgnąć. My karmilismy obcego człowieka pomagaliśmy mu się podnieść itd. Kiedy tata był w końcowym etapie choroby zapewniliśmy mu wszystko, pielęgniarka, lekarz, wizyty ludzi z domowego hospicjum, ale był w domu z nami, chciał łyżkę wody to mu się ją podało 24h ktoś przy nim był. Miałam 21 lat siedziałam w nocy przy łóżku ojca i widziałam, że do rana nie dożyje. Nie było czasu płakać, nie przy nim. Rozmawiał z nami o śmierci co mamy zrobic potem-straszne są takie rozmowy, ale on zmarł spokojny w swoim domu. Ja do tamtego czasu bałam się śmierci ale co może mi zrobić tata...mam poczucie że zrobiliśmy wszystko, że nie umierał samotny za parawanem. Co do przetrzymywania zwłok w domu to już paranoja, nawet na wsiach są kaplice, mieszkam w małej miejscowości ale nikt tu nie przetrzymuje zwłok w domu. Troszczmy się o bliskich do końca. Patrzenie na cierpienie boli, ale wyrzuty sumienia że kogoś się zostawiło w tym ostatnio momencie muszą być nie do zniesienia. Bycie przy umierającym pozwala też w jakimś stopniu pogodzić się że śmiercią