Od kilku dni na świecie głośno jest o filmie 365 dni będącym adaptacją powieści Blanki Lipińskiej o tym samym tytule. Zapewne widzowie z zagranicy nigdy nie dowiedzieliby się o tym "dziele", gdyby nie fakt, że wylądowało na Netfliksie po tym, jak z powodu epidemii koronawirusa zamknięto kina.
Ci, którzy mieli okazję obejrzeć film, przecierali oczy ze zdumienia. Większość widzów nie mogła bowiem uwierzyć, że można nakręcić coś aż tak złego. Krytykowane jest dosłownie wszystko: scenariusz, gra aktorów, ich akcent, dialogi, a nawet zdjęcia, które i tak wydają się być najmocniejszą stroną tej produkcji.
"Prawdopodobnie jeden z najgorszych filmów stulecia do tej pory", "Co za śmietnik" - piszą internauci.
Mimo to, Blanka Lipińska zdążyła już odtrąbić sukces, bo film ma wysokie statystyki oglądalności.
Oprócz internautów film oceniają też zagraniczni recenzenci. Zgodnie piszą, że 365 dni to produkcja "bliska filmom pornograficznym" i zwracają uwagę, że promuje niepokojące zachowania, jak np. to, że kobieta zakochuje się w porywaczu, który ją więzi i uprawia z nią seks.
Najwyraźniej #metoo jeszcze nie dotarło do Polski - czytamy w komentarzach.
Przypomnijmy: Zagraniczni recenzenci MIAŻDŻĄ "365 dni": "Co za ŚMIETNIK, Jeden z NAJGORSZYCH filmów stulecia"
Teraz recenzję 365 dni opublikował na swojej stronie internetowej magazyn Variety. Dziennikarka Jessica Kiang nazywa film "regresywną wersją bajki o Pięknej i Bestii".
Wyobraźcie sobie Bellę, która dobrze czuje się w niewoli i nie przeszkadza jej, że Bestia zabija mieszkańców wioski, dopóki daje jej orgazmy na jachcie - pisze dziennikarka. Próżna idiotka zostaje porwana przez gorącego, bogatego mafiosa i ma 365 dni na zakochanie się w tej budzącej wątpliwości, niedorzecznej fantazji softcore. (...) Mamy tutaj durną politykę seksualną, mizoginię i ekstremalnie paskudną sugestię (...), że zgodę na seks można uzyskać już po stosunku.
Jako przykład Kiang podaje scenę brutalnego seksu oralnego Massimo ze stewardesą w samolocie.
Takie jest oczywiście przesłanie 365 dni, jak również jeden z najstarszych, najbardziej fałszywych i frustrujących sposobów tłumaczenia gwałtów: To nie mógł być gwałt, skoro po fakcie wydawała się "zadowolona".
Połączmy to jeszcze z milczącym podziwem dla, posiadanego przez Massimo, statusu "samca alfa" i mafiosa i jedyne co pozostaje to nadzieja, że ten całkowicie niedorzeczny film, w jakiś sposób będzie w stanie się obronić, pomimo chorych i archaicznych założeń, które nawet nie ocierają się o realny świat. I lepiej mieć zapas tej nadziei, który i tak na pewno zostanie wyczerpany. To za sprawą zakończenia, które tak bezwstydnie sugeruje kontynuację (ho-ho, ta seria ma jeszcze 2 książki!), że jęki żenady słyszalne będą aż w Warszawie - podsumowuje recenzentka.
Myślicie, że Blanka pochwali się i taką recenzją?