Jared Leto ma w swoim imponującym emploi 35 wyjątkowo zróżnicowanych ról. Aktor wcielał się już w chorującą na HIV drag queen w "Witaj w klubie", zagubionego heroinistę w "Requiem dla snu", zielonowłosego Jokera w "Legionie Samobójców" czy średnio rozgarniętego Paolo w "Domu Gucci", "upiększonego" przez wizażystów pomarszczoną skórą, plamami wątrobowymi i imponującą łysiną. Tą ostatnią kreacją aktorską Amerykanin nie rzucił jednak krytyków na kolana, o czym świadczyć może tegoroczna nominacja gwiazdora do Złotej Maliny.
W tym roku widzowie będą mieli okazję zobaczyć Jareda w dwóch produkcjach: "WeCrashed: Upadek start-upu", który dopiero co zadebiutował na Apple TV oraz komiksowym widowisku "Morbius" opowiadającym o żądnym krwi wampirze.
Obraz o morderczym krwiopijcy właśnie trafił do amerykańskich kin. Oznacza to, że 50-latek ma przed sobą wyczerpującą kampanię promocyjną, w ramach której zobligowany jest do zaprezentowania na czerwonym dywanie kilku widowiskowych stylizacji, koniecznie z metką Gucci (Leto od lat pełni funkcję ambasadora włoskiego domu mody).
Na poniedziałkowej premierze w Berlinie Jared przykuwał wzrok w prześwitującej bluzce w kropki i ciasnej kamizelce, do której dobrał kraciastą marynarkę z szerokimi ramionami oraz szare spodnie z widocznym rozporkiem. Wisienką na torcie były czerwone rękawiczki z wszytą kryształową aplikacją.
Następnego dnia przyszła kolej na Paryż. Długowłosy przystojniak wybrał tym razem rozchełstaną, liliową koszulę, rurki, plamiaste futro i białe botki na obcasie. Uwagę przykuwały też pierścionki na palcach i niedbale pomalowane paznokcie.
Ikona stylu czy ofiara mody?