W Drawsku Pomorskim pod samym nosem całego sztabu pracowników socjalnych był bity sześcioletni chłopiec, który prawie przypłacił to życiem. Ofiarą fizycznego znęcania okazał się również jego starszy brat, a wszystko wydarzyło się w hostelu dla ofiar przemocy. Pod koniec marca pobity chłopiec został przewieziony do szpitala w stanie zagrożenia życia. Jak się okazało, sprawcami byli matka i jej konkubent.
Ten chłopiec doznał obrażeń, które miały znamiona torturowania. Były ślady gaszenia papierosów na skórze. Dziecko miało również okaleczone genitalia - komentował dr Andrzej Melka.
Rodzina miała być otoczona opieką ze strony pracowników ośrodka. Jednak to dopiero sąsiedzi zauważyli, że dzieciom mogła dziać się krzywda.
Byłam tam, widziałam te dzieci i rozmawiałam z nimi. Gdybym zauważyła, że były bite, to na pewno tej informacji nie pozostawiłabym bez dalszego toku - zapewnia Wioletta Smolich, była pracownica ośrodka, która bezpośrednio odpowiadała za opiekę nad rodziną pobitych chłopców.
W związku z tragedią pobitego chłopca, do ośrodka socjalnego wkroczyli kontrolerzy urzędu wojewody zachodniopomorskiego. Ustalili, że ze strony pracowników placówki doszło do licznych zaniedbań. Wioletta Smolich nie pracuje już w ośrodku. Z poparciem władz starostwa awansowała na stanowisko kierownicze, wygrywając konkurs na dyrektora domu pomocy społecznej w pobliskim Darskowie.Teraz o sprawie z Drawska mówi tylko, że jest jej przykro, ale według niej, żadne przepisy nie zostały złamane.
Nikt nie określił, jak często mam spotykać się z tą rodziną, w którym miejscu mam spotykać się z tą rodziną. Proszę mi powiedzieć, które przepisy zostały złamane. Rodzice są odpowiedzialni za bezpieczeństwo dzieci.
Wydaje się jednak, że w ośrodku dla ofiar przemocy dzieci powinny liczyć na wsparcie nie tylko ze strony rodziców. Wygląda jednak na to, że pracownicy hostelu mają odmienne zdanie. Niestety.
Źródło: UWAGA! TVN/x-news