Od rozstania z Antonio Banderasem po niemal dwóch dekadach małżeństwa Melanie Griffith niezmiennie wiedzie szczęśliwe życie singielki. Dobrze się trzyma?
Były czasy, gdy jako "ulubienica Ameryki" Melanie Griffith mogła przebierać w ofertach zawodowych, a jej telefon dosłownie się urywał. Aktorka wywodzi się z aktorskiej rodziny z tradycjami (jej matką była znana z horroru "Ptaki" Tippi Herden), co znacznie ułatwiło jej start w branży i momentalnie utorowało jej drogę na sam szczyt. Niestety gwiazda na własne życzenie zrujnowała swoją karierę nadmiernymi ingerencjami w urodę, którymi bezpowrotnie odmieniła swoją twarz. Co gorsza, celebrytka wciąż nie nauczyła się na swoich błędach i dalej regularnie chodzi pod nóż.
Ostatnio Melanie pozwoliła sobie także na innego rodzaju ingerencję w ciało. Griffith pozbyła się tatuażu będącego dowodem wielkiej miłości do Antonio Banderasa i na jego miejsce sprawiła sobie kolejny. Na skórze zdeklarowanej singielki w formie krzyżówki ułożono imiona: Stella, Alexander, Dakota i Jesse. Chodzi tu oczywiście o dzieci Melanie, w tym znaną z 50 Twarzy Greya Dakotę Johnson.
Zaprawiona w bojach Griffith walczy z nieubłaganym upływem czasu na różne sposoby, także dzięki aktywności fizycznej. Regularne treningi przynoszą zbawienne rezultaty i Melanie może się dziś pochwalić wyjątkowo zgrabną sylwetką, którą uwielbia podkreślać przy pomocy obcisłych ubrań. W sobotę niegdysiejsza królowa komedii romantycznych została przyuważona przez paparazzi w West Hollywood podczas spotkania z przyjaciółką. 66-latka miała na sobie przylegający do skóry, beżowy sweter, który zestawiła z jeansowymi dzwonami z wysokim stanem. Lico blondynki jak zwykle zakrywały okulary przeciwsłoneczne na pół twarzy.
Też jesteście pod wrażeniem jej formy?