11 listopada jak co roku w centrum Warszawy miał miejsce Marsz Niepodległości. Ze względu na obostrzenia związane z pandemią koronawirusa, wydarzenie miało mieć charakter rajdu. Niestety, większość jego uczestników zignorowała to ustalenie, udając się w przemarsz, który następnie zamienił się w uliczne starcie z policją. Narodowcy obrzucali racami i kamieniami funkcjonariuszy, w efekcie czego wielu z nich zostało rannych. W pewnym momencie "manifestujący" postanowili podpalić jedno z mieszkań, z którego wywieszona była flaga Strajku Kobiet.
Kibole nie trafili w wymierzony cel, wywołując tym samym pożar w mieszkaniu obok. Szybko okazało się, że spalony lokal należy do polskiego artysty, znawcy życia i sztuki Stanisława Ignacego Witkiewicza, Stefana Okołowicza. Niestety, wśród ofiar zamieszek znalazł się także 74-letni fotoreporter Tygodnika Solidarność, Tomasz Gutry.
Do zdarzenia doszło po godzinie 15, kiedy chuligani zaatakowali policjantów przy rondzie de Gaulle'a. W trakcie starcia funkcjonariusze użyli gazu pieprzowego oraz broni gładkolufowej. Wówczas robiący zdjęcia 74-letni fotoreporter dostał strzał w twarz z kilku metrów.
Według relacji naszego fotoreportera postrzał w policzek otrzymał z kilku metrów, trudno więc mówić o przypadku. Miał też widoczny aparat fotograficzny. Kula utkwiła w ranie. Tomasza Gutrego czeka operacja usunięcia kuli - poinformował po zdarzeniu Tygodnik Solidarność.
W późniejszych godzinach oświadczenie w tej sprawie wydała Komenda Stołeczna Policji, wyrażając smutek z powodu obrażeń, jakich doznał Tomasz Gutry.
Celem działania policjantów w pododdziałach zwartych jest przywrócenie ładu i porządku. W centrum wydarzeń oprócz nas zawsze są dziennikarze, z którymi współpracujmy, zapewniając im również bezpieczeństwo. W trakcie działań dynamicznych, gdy mamy liczne akty chuligańskie może dojść do sytuacji, w której obrażeń doznają także osoby postronne. Nawet po użyciu środków przymusu bezpośredniego. Dlatego tak ważne jest, by miejsce naszych działań opuścić. Po to są używane komunikaty. Niestety bardzo poważnie wyglądają obrażenia, które doznał jeden z fotoreporterów. Po ludzku jest nam przykro i liczymy na szybki powrót do zdrowia Pana Tomasza. Wyjaśnimy okoliczności tej sytuacji. Tak samo, jak każdą inną wątpliwość - czytamy w komunikacie warszawskiej policji.
Podczas zamieszek w wyniku interwencji policjantów ucierpiała także dziennikarka Newsweeka, Renata Kim.
Nie martwcie się o mnie. Dostałam policyjną pałką po nerkach, więc mnie trochę boli, poza tym mam poparzoną rękę, bo ocieraliśmy twarz Azjacie, który został polany jakąś dziwną cieczą. Ale jestem w domu, bezpieczna.
W opublikowanym na łamach Newsweeka artykule Renata Kim dodała także, że policjanci mieli wykrzykiwać do dziennikarzy, by "wypie*dalali".
Wtedy w ruch poszły policyjne pałki, a funkcjonariusze stali się agresywni. Wyłapywanych uczestników zamieszek rzucali na ziemię i skuwali. Tych, którzy ich prowokowali i zaczepiali, obrzucali wyzwiskami. Do dziennikarzy krzyczeli „wypie*dalać!” i brutalnie spychali ich na bok. Z megafonów cały czas szedł komunikat, by opuścić miejsce akcji - pisze.