Programy typu talent show to intrygujący fenomen. Miliony widzów od lat zasiadają przed telewizorami, aby podziwiać zmagania anonimowych uczestników w rozmaitych dyscyplinach, angażują się emocjonalnie, wysyłają esemesy na swoich faworytów i przeżywają wyniki. Jednocześnie, nie bardzo wierzą w prawdziwość takich produkcji i przy każdej możliwej okazji artykułują zarzuty o "ustawce" i oskarżają stacje telewizyjne nie tylko o promowanie swoich faworytów, ale i zwyczajne oszustwo. Wystarczy tylko, że… nie zgadzają się z werdyktem. No bo jak to, coś jest nie po mojej myśli?! To musi być przekręt!
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Afera po finale "Mam Talent!"
Wielkie koncerny niewiele sobie z tego robią, ba, jest im to na rękę - im więcej emocji wzbudza program, im bardziej ekstremalne są reakcje, tym lepiej. Poszkodowani, paradoksalnie, są zwycięzcy, którzy muszą mierzyć się z falą niewybrednych komentarzy czy wręcz hejtu. A to nie omija absolutnie nikogo, nawet dzieci. Niestety, przekonał się o tym 14-letni Bartek Wasilewski, który triumfował w ostatniej edycji "Mam Talent". Raperskie popisy nastolatka i jego wyjątkowa relacja z mamą podbiły serca jurorów i widzów i to ostatecznie do niego trafił czek na niebotyczną kwotę 300 tysięcy złotych. Chłopak nie może jednak w spokoju cieszyć się z wygranej. Internauci przypuścili bowiem prawdziwy atak, podważając jego zwycięstwo i rozpisując się, a jakże, o ustawce. Interweniował nawet jeden z jurorów, Marcin Prokop, który zapewnił sfrustrowanych komentatorów o prawidłowym przebiegu głosowania pod okiem niezależnej komórki weryfikującej nadesłane esemesy. A tych oddanych na Bartka miało być czterokrotnie więcej niż na osobę, która uplasowała się za nim.
Nie ma się co oszukiwać, talent shows i proces wyłaniania zwycięzców nie należy do najbardziej czystych i obiektywnych, bo producenci tego typu formatów posiadają wiele narzędzi, którymi mogą manipulować widzów. Od eksponowania ckliwych historii konkretnych uczestników, przez strategiczny wybór utworów czy kształt ich występów, na sympatiach jurorów kończąc. Mowa jednak o starych telewizyjnych trikach, które mogą mieć wpływ na decyzje widzów, ale ostatecznie to oni ją podejmują i wystukują na telefonach numery swoich faworytów. Posądzanie wszystkich o wielki spisek, fałszowanie głosów i jedną wielką ustawkę, a w efekcie zatruwanie życia, w tym przypadku młodego chłopca, kwalifikuje się na metalowy czepek i towarzystwo entuzjastów filmów z żółtymi napisami. Bądźmy poważni, nie wszystko jest spiskiem.
Krzysztof Rutkowski i jego milionowe zarobki
O 300 tysięcy złotych nie wykłócałby się na pewno Krzysztof Rutkowski, bo wystarczy na niego spojrzeć i już człowiek wie, że dla słynnego detektywa to drobniaki. Powiedzieć, że Rutkowski żyje na bogato, to nie powiedzieć nic. Gdyby ktoś się zastanawiał, dla jakiej klienteli marki luksusowe na powrót projektują ubrania z logotypem widocznym z kosmosu, nie musi rozglądać się zbyt daleko. Tutaj po prostu czuć "piniondz". Nic więc dziwnego, że temat pieniędzy został poruszony w wywiadzie, którego Rutkowski udzielił Żurnaliście. Prowadzący robił kilka podjazdów, aby wydobyć z gwiazdora informację o jego stanie konta, ale ten, jak przystało na dżentelmena, nie chciał wchodzić w szczegóły. Jedyne na co sobie pozwolił, to ujawnienie pierwszego dużego zarobku sprzed 25 lat - na zawrotną kwotę 2 milionów złotych.
Krzysztof zapewnia jednak, że jego bogactwo finansowe, przeplata się z tym duchowym. Tłumaczy to wystawność przyjęcia, które zorganizował dla przystępującego do komunii syna, bo imprezie było bliżej do bollywoodzkiego wesela niż katolickiej celebracji. Koszt takiego wydarzenia? Pół miliona złotych. I to jest, proszę państwa, idealna symbioza bogactwa materialnego i duchowego. Aż dziwne, że przy takim budżecie na imprezie nie zjawiła się Trójca Święta. Może uda się przy okazji wesela…
Powrót Natalii Janoszek z Cannes
Trzeba jednak pamiętać o tym, że życie na bogato na Instagramie i poza nim to czasami nieco inne obrazki. Prawdziwą furorę wywołały zdjęcia Natalii Janoszek, która po gwiazdorskiej relacji z festiwalu w Cannes i imprez towarzyszących, na których dumnie prężyła pierś w efektownych kreacjach, zdecydowała się na powrót do kraju wybierając tanie linie lotnicze. I nie ma w tym absolutnie nic złego, wręcz przeciwnie - świadczy to bardziej o rezolutności i przedsiębiorczości celebrytki niż ewentualnych dziurach w budżecie. Natomiast po tych niestworzonych opowieściach, które przez lata snuła w mediach, okraszonych bajkowymi fotografiami (gdzie wiele z nich zostało poddanym sporym wątpliwościom), powrót na ziemię i między nas maluczkich podróżujących ekonomicznie ma w sobie jakiś gorzki smak i najzwyczajniej niektórych bawi.
Nas najbardziej rozczuliła bransoletka z głośnym napisem VIP, bo może i tanie lotnicze, ale żeby nikt nie pomyślał, że to codzienność Natalii. Jedynie wyjątek! Nie ma też co specjalnie się nad nią pastwić, bo przez tyle lat (a przypominamy, że stuknęła nam właśnie osiemnastka!) celebrytów żyjących ponad stan i udających, że wiedzie im się lepiej niż w rzeczywistości, naoglądaliśmy się co nie miara. Demaskowanie Janoszek wydawało się początkowo prawdziwym dramatem, a to przecież niezła komedia. I Natalia końcu w prawdziwie głównej roli! Bierzmy więc i śmiejmy się z tego wszyscy.