Magda Gessler nigdy nie należała do gwiazd, które uwodziły widzów spokojną aurą i unikały kontrowersji. Wręcz przeciwnie - cięty język, zaskakujące spostrzeżenia i agresywna momentami skłonność do konfrontacji to coś, za co pokochały ją miliony widzów, ale i przedmiot nieustannej krytyki ze strony sceptyków. Ostatnimi czasy o popularnej restauratorce było nieco ciszej, co z pewnością ucieszyło osoby odpowiedzialne za gaszenie pożarów wizerunkowych, które w przeszłości zdarzały się jej dość często. Do czasu… Janusz Palikot nieoczekiwanie opublikował na platformie X wideo z Gessler w roli głównej, na którym kuchenna diwa dość wulgarnie i swojsko rozprawia o stojących bądź nie "kut*sach". Nagranie, ku zaskoczeniu absolutnie nikogo, szybko stało się hitem sieci, a wielu komentatorów zwyczajnie oburzył. "O, i to jest prawdziwy obraz naszych pseudo-elit" - można było przeczytać wśród tych mniej pochlebnych głosów.
Pudelkowe śledztwo szybko wykazało, że nagranie zamieszczone przez Palikota nie dość, że zostało nagrane blisko 2 lata temu, to Gessler nie wyraziła na taką publikację zgody. Osoby z jej otoczenia gorąco tłumaczą, że była to sytuacja stricte towarzyska i przede wszystkim prywatna, zatem naturalną konsekwencją takiego nadużycia zaufania restauratorki będzie wejście na drogę prawną. Niezależnie od tego, czy i jak Palikot zostanie ukarany, nie spowoduje to już, że wideo zniknie z sieci. Jedni będą ubolewać nad oczywistym naruszeniem prywatności, inną krzykną, że "spadły maski" i takie to jest właśnie oblicze polskich celebrytów - głośne, wulgarne i przaśne. Nie chcemy chyba jednak żyć na świecie, w którym za głupie żarty przy stole i jedną "k*rwę" za dużo trzeba przepraszać albo uruchamiać cały program naprawiania wizerunku. Gdyby podobna "wpadka" przydarzyła się komukolwiek innemu, moglibyśmy tutaj tygodniami dyskutować o potencjalnych stratach i rysach na perfekcyjnym produkcie. W przypadku Gessler nikogo to nagranie przecież ani nie zaskoczyło, ani tym bardziej obruszyło. Jaka Magda jest, wszyscy wiemy i to już od lat. Jeśli jeszcze ona zacznie za to przepraszać, to świat naprawdę się skończy.
Tymczasem gdzieś pomiędzy Polską a Ameryką, postanowiła o sobie przypomnieć inna blond skandalistka. Caroline Derpienski po mocnym wejściu na rodzime salony nie zamierza spuszczać z tonu i jest wszędzie tam, gdzie się coś dzieje. "Dolarsowa królowa" tym razem znalazła się pod obstrzałem ze strony bohaterki programu TVN "Razem odNowa", w których pary w kryzysie zwracają się po pomoc do Ewy Chodakowskiej i Joanny Krupy. Monika Wojgieniec ujawniła w show, że dopuściła się zdrady męża, co zaowocowało, a jakże, szybkim rozwodem i jeszcze szybszym powrotem w jego ramiona. Postawa kobiety wyraźnie zirytowała "dolarsową królową", bo ta postanowiła wysłać kilka "wspierających" wiadomości do jej męża, w którym wyraźnie sugerowała, że mężczyzna zasługuje na kogoś lepszego niż narzekającą na niego żonę. Wojgieniec udostępniła w sieci zapis tej rozmowy, zarzucając Derpienski próbę odbicia jej męża, co oczywiście skończyło się całym serialem i festiwalem wzajemnych oskarżeń w wykonaniu ludzi, których życie i dalsze losy absolutnie nas nie interesują. Ot, kolejny dzień w internecie.
O Derpienski można napisać wiele, ale tego typu afery i aferki udowadniają, że takie persony są potrzebne. I to nie tylko internautom spragnionym rozrywki. Jedna, być może durnowata, wiadomość wysłana na Instagramie zapewniła programowi "Razem odNowa" tyle rozgłosu i publikacji w sieci, o którym mógł tylko pomarzyć i to pomimo gwiazdorsko obsadzonych gospodyń show. W tym wypadku, bo wyciśnięciu z tego "konfliktu" ile wlezie, Choda i Krupa powinny wysłać Caroline kosz fit batoników i zaproszenie na drinka w Miami - koniecznie z towarzyszącą temu fotorelacją. Osłodzi nam to słuchanie o problemach z erekcją zdradzanych mężów.
Jednym z wiodących wydarzeń tego roku stało się aresztowanie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości raczej nieprędko wyjdą na wolność, na co głośno nalegają ich żony, pojawiając się na manifestacjach, w Sejmie i na wywiadach w sprzyjających partii mediach. Spektakl próby obrony przestępców ma też swoje humorystyczne oblicze. Żona jednego z nich, Roma Wąsik, na antenie TV Republika skarżyła się, że podczas nieobecności męża musi sama zmagać się z różnymi problemami domowymi, które do tej pory leżały po jego stronie, jak choćby ogrzewanie domu. Wypowiedź odbiła się oczywiście szerokim echem, a do całej sprawy postanowiła włączyć się Katarzyna Błażejewska-Stuhr. "Trochę politycznie, ale bardziej feministycznie i ludzko. Męża nie ma, zimno jest. Na szczęście mąż nie łamał prawa, więc jest w pracy, a nie w więzieniu. A co ważniejsze - ja wiem, co zrobić i gdzie szukać pomocy, kiedy jej potrzebuję" - napisała na Instagramie, licząc zabawne na gromkie brawa obserwatorów będących pod wrażeniem celności jej spostrzeżeń. Trochę się przeliczyła, bo kąśliwa uwaga nie spotkała się z pozytywnym odbiorem internautów, którym szybko poradziła, aby wyluzowali i zapewniła, że w przypadku awarii ogrzewania, wie doskonale, jak sobie z tym poradzić.
"Jeśli piec nie działa i jest zimno, zawsze może pani poprosić o pomoc teścia - on chyba lubi grzać" - odparowała jej obserwatorka, wybierając język faktów i zero kłamstwa. Błażejewskiej-Stuhr przyszło jedynie potulnie zapewnić, że nie czuje się urażona, ale dobrze wiemy, że klawiatura się aż tam paliła ze złości. Cóż, następnym razem może zastanowi się, czy jest sens dowalać do nie swojego pieca...