Agata i Piotr Rubikowie od niespełna dwóch tygodni układają sobie życie w Miami. Małżonka dyrygenta wzięła sobie za punkt honoru, żeby relacjonować swoim obserwującym dosłownie każdy aspekt nowej rzeczywistości, co zresztą faktycznie przełożyło się na wzrost zainteresowania jej profilem. W piątek "pykło" jej 200 tysięcy fanów, za co serdecznie podziękowała i obiecała "znacznie ciekawszy niż dotychczas content".
Zgodnie z nową "filozofią", prężnie działająca influencerka ukazuje kulisy, nawet tych najbardziej trywialnych, spraw życia codziennego. Ostatnio użytkownicy Instagrama mogli liczyć na obszerną relację z wyrabiania florydzkiego prawa jazdy, po którym konieczny był zakup auta. Małżonkowie zdecydowali się wziąć auto na kredyt, żeby zbierać punkty kredytowe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Weekend pełen atrakcji
W weekend, obserwujący Rubików mogli liczyć na kolejną dawkę świeżutkich relacji zza wielkiej wody. Małżeństwo postanowiło ugościć znajomych w swoim apartamencie, położonym niemalże nad samym oceanem. Gdy przebywający na emigracji celebryci oprowadzili już towarzyszy po swoich "czterech kątach", cała brygada udała się do wytwornej restauracji, gdzie uraczyli się lokalnymi frykasami.
Jesteśmy dzisiaj na lunchu w bardzo fajnym miejscu niedaleko naszego domu z pięknym widokiem na Miami - doniosła Agata. Jest naprawdę przepięknie. Rozmawiają o zasadach, które panują na Instagramie w Ameryce.
Na suto zastawionym stole, dostrzec można było kilka imponujących potraw. Najbardziej ekskluzywna z pozycji - talerz dymiących owoców morza - została zamówiona przez towarzyszy Rubików. Agata ograniczyła się do "skromnego" burgera z frytkami.
Jaka tu się magia odbywa na stole. Lunch na bogato. My oszczędnie, w końcu musimy wziąć kredyt na auto - napisał Piotr, dodając emotikon płaczącej ze śmiechu buźki.
Dzień później familię Rubików znów czekała moc atrakcji. Agata i jej pociechy zaczęły od śniadania w eleganckiej knajpce. Nie obyło się oczywiście bez sfilmowania każdego z talerzy i przechwałek.
Naleśniki na śniadanie! Pyszne i bezglutenowe. Za to niektóre nawet z udkiem z kurczaka - emocjonowała się.
Następny przystanek był na słynnej ulicy Lincolnd Road - usianej markowymi sklepami. Tam matka z córkami oddały się zakupowemu szaleństwu i umiliły sobie dzień słodkościami.
Dzisiaj słonecznie i gorąco, po śniadaniu pojechaliśmy na Lincoln Road na zakupy. Był Starbucks, lody w Hagen Dazs, Sephora, Urban Outfitters i oczywiście Brandy Melville - wymieniała Agata.
Żyć nie umierać?