Galopujące ceny produktów spożywczych i wysoka inflacja od miesięcy drenują portfele Polaków. Podwyżki widać zresztą nie tylko w sklepach, a w mediach coraz częściej słyszy się o "paragonach grozy", w które niekiedy aż trudno uwierzyć. Zjawisko dotyka nie tylko "zwykłych śmiertelników", lecz także znane osobistości, które zwykle korzystają z zasięgów, aby nagłośnić sprawę.
Zobacz: Tiktokerka pokazała SZOKUJĄCE CENY w zakopiańskiej restauracji. Internauci: "DROŻEJ NIŻ W NORWEGII"
Agata Młynarska chciała zjeść tani obiad. Szybko się rozczarowała
Do grona osób, które pochwaliły się w sieci własnym "paragonem grozy", dołączyła właśnie Agata Młynarska. Dziennikarka postanowiła odwiedzić okolice ulicy Dąbrowskiego w Warszawie, które przywołują u niej wiele wspomnień z dzieciństwa. W międzyczasie udała się też do Centrum Kultury Łowicka, gdzie chciała się posilić domowym posiłkiem w rozsądnej cenie.
Młynarska zagościła w tamtejszym bistro, gdzie codziennie serwuje się inny zestaw obiadowy. Relację ze "skromnego posiłku" zaczęła jeszcze w lokalu, odpalając przy okazji filtr dodający na głowie koronę. Niestety wtedy też ujawniła, że mocno się zawiodła.
Wbiłam tutaj i zamówiłam sobie mintaja, ziemniaki, kapustę kiszoną, kapuśniak i pięć naleśników, które chcę zabrać. Zdecydowanie spadła mi korona z głowy - zaczęła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Agata Młynarska i jej "paragon grozy". Nie mogła uwierzyć, ile zapłaciła
W końcu dziennikarka przyznała, że za zamówiony obiad i kilka naleśników zapłaciła aż 105 złotych. Potem także ironizowała, że za własne naleśniki, które są ponoć jej specjalnością, powinna zatem inkasować bajońskie sumy.
Zapłaciłam 105 złotych. Jest to paragon grozy - stwierdziła.
Po wyjściu Agata kontynuowała insta-relację, pomstując już nie tylko na kwotę, którą tam zostawiła, lecz także na jakość serwowanych produktów. Nie była zachwycona zupą i narzekała na marchewkę, która jej zdaniem była wcześniej mrożona. Ziemniaki z kolei określiła mianem "stołówkowych", jednak nie wiemy, czy uznaje to za komplement.
W lekkim szoku jestem. Zjadłam lekko tłustawy kapuśniak, chyba odgrzewany w mikrofalówce, z ewidentnie mrożoną marchewką, do tego ziemniaki, jadłam takie w szkolnej stołówce, trzy kawałki mintaja i pyszną skądinąd surówkę. (...) Ale czy wy to ogarniacie, przecież wszyscy gotujemy, żeby za to trzeba było zapłacić ponad 100 złotych? - mówiła do obserwujących.
Młynarska twierdzi, że za jeden naleśnik zapłaciła aż 15 złotych. Zaapelowała też do Magdy Gessler, czyli telewizyjnej "królowej smaku i stylu", żeby wpadła zrobić tam porządek.
Ważna informacja. Jeden blady, cherlawy, gumowaty naleśnior: 15 złotych. Nie chciałam z nadzieniem, a nie miałam czasu, żeby usmażyć rano dla Różyczki. Pomyślałam: są naleśniki, to kupię. Ale to jest biznes, tam jest chyba jakiś potencjał. (...) Magdo Gessler, wskocz tu do tego kultowego miejsca i zrób tu porządek. Takie danie nie powinno tyle kosztować - twierdziła.