Agnieszka Fitkau-Perepeczko ostatnio postanowiła nawiązać do głośnej wypowiedzi Anny Wendzikowskiej o mobbingu i dość ozięble odniosła się do całej sprawy. W jednym z komentarzy na Facebooku stwierdziła nawet, że "za jej czasów" nagminne było proponowanie ról w teatrach w zamian za wspólną noc ze starającą się o pracę aktorką.
Ja tego nie rozumiem. Za moich czasów, jak się przyszło na rozmowę do teatru, to zdarzało się, że dyrektor tegoż mówił: "Będzie łóżeczko, będzie etacik". Rozśmieszał mnie bardzo taki mobbing czy molestowanie. Nie mogłam się doczekać, kiedy już dojdę do domu i opowiem przy kolacji - pisała 80-letnia aktorka.
Nie był to jednak koniec jej wynurzeń, bo w pewnym momencie przyznała, że kiedyś "wszystkie aktorki były molestowane, a teraz są mobbingowane". Dopytywała również, dlaczego wtedy kobiety nie reagowały, a teraz to robią. Okazuje się, że był to dopiero początek "wspominek" Simony z "M jak miłość". Teraz Fitkau-Perepeczko cofnęła się pamięcią o kilka dekad i wyjawiła, że w przeszłości niewiele brakowało, a zostałaby zgwałcona.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Aktorka przyznała, że gdy miała 17 lat, to była napastowana przez pewnego fotografa "o dobrym nazwisku". Kobieta wiozła go do szpitala na cesarskie cięcie żony, bowiem mężczyzna chciał uwiecznić to wydarzenie na zdjęciach.
Jechaliśmy przez las. W pewnym momencie fotograf chciał dokonać regularnego, brutalnego gwałtu. Poszarpał mi bluzkę, bieliznę. Był czerwony na twarzy i sapał - wspominała na Facebooku. Poradziłam sobie jako dość wysportowana jednostka i dojechaliśmy do szpitala, gdzie na widok krwi w trakcie operacji zemdlał i runął jak długi - kontynuowała we wpisie.
Spodziewaliście się, że ma za sobą tak przerażające doświadczenie?