Agnieszka Głowacka w show-biznesie obecna jest od wielu lat. Żona Piotra Głowackiego spełnia się przede wszystkim jako aktorka dubbingowa. Chociaż głos jej można usłyszeć w kilku popularnych produkcjach, to jednak największą rozpoznawalność zyskała dopiero za sprawą udziału w programie "Azja Express". Format sprawił, że o 42-latce natychmiast zaczęły rozpisywać się rodzime media. W sieci nie brakowało też złośliwości na temat jej zachowania.
Agnieszka Głowacka o "Azji Express"
Małżonka Piotra Głowackiego nieco więcej o programie oraz swoim życiu zdecydowała się opowiedzieć w rozmowie, którą przeprowadziła Natalia Wolniewicz, dla Plejady. Jak zaznaczyła sama Agnieszka, niektóre odcinki programu zostały zmontowane specjalnie tak, aby wzbudzały "skrajne" emocje. Zauważyła też, że podczas wyścigu jej zachowanie było podyktowane m.in. wysokim poziomem adrenaliny.
Zauważyłam, że w prawdziwym życiu taki poziom adrenaliny jest nie do osiągnięcia. Jedyne, co jest prawdą, to jest to, że boję się z kimś jeździć samochodem. Przeżyłam wypadki samochodowe — nie ja wtedy kierowałam. Mam traumę. To było coś, czego najbardziej bałam się w "Azji Express" — że będę jeździć "na stopa" i jeszcze będę przyśpieszać kierowców, nieznanych mi kompletnie ludzi - wyznała.
Na Filipinach nie ma przepisów ruchu drogowego — nie wiedziałam, co mnie spotka. Okazało się, że będąc pod wpływem adrenaliny, kompletnie o tym zapomniałam. Piotrek cieszył się, że jak przyjedziemy, to już nie będę się denerwować i nie będę mieć mokrych rąk w taksówce. Niestety, jak wróciliśmy, to wszystko wróciło do normy. Bardzo pilnuję zasad ruchu - dodała.
Podczas rozmowy Agnieszka została również zapytana o to, czy w życiu prywatnym jest tak jak w programie. Żona Piotra od razu zaznaczyła, że w ich domu nie ma krzyku, który mogli usłyszeć widzowie "Azji Express".
Nie krzyczymy. Nikt z sąsiadów nigdy nie wezwał pomocy. Nigdy też nie było pukania do drzwi, żebyśmy się uspokoili. Żyjemy jak normalni ludzie. Chyba że muszę popędzić Piotra — wtedy krzyknę. Jestem bardzo punktualna - stwierdziła w rozmowie z Plejadą.
Żona Piotra Głowackiego ubolewa nad montażem
Agnieszka nie ukrywa, że jest zła na montaż, szczególnie że "nic nie było wykreowane pod kamerę". Zdaniem aktorki, która przekonuje, że o kamerze zapomniała w jakieś 20 sekund, jej emocje były bardziej widoczne, co wpłynęło na ostateczny odbiór. Ubolewa również nad tym, że wiele scen, które mogłyby pokazać ją z całkiem innej strony, trafiło do kosza.
Byłam świadoma tego, jaka jestem, ale nasze setki w większości były bardzo śmieszne. Podczas zwierzeń przed kamerą wszyscy pękali ze śmiechu. Przez to, że najlepiej sprzedawał się mój krzyk, to wesołe setki poszły do kosza. Tak wyszło - stwierdziła Aga podczas rozmowy.
Nie wiem, czy koniecznie musiały być pokazywane akurat te fragmenty. Było też tyle fajnych momentów — nie tylko u nas, ale także u innych par. Ewidentnie postawili na to. Usłyszałam od produkcji: "Mamy rekord oglądalności". Tabelki w Excelu - dla niektórych jest to najważniejsze. To się sprawdziło, na to postawili i wyszło na to, że przekrzyczałam całą "Azję Express" - wyznała dla Plejady.