Odkąd w 2002 roku Agnieszka Hyży wzięła udział w konkursie piękności Matka i córka, zorganizowanym przez znaną firmę kosmetyczną, z powodzeniem funkcjonuje w show biznesie. Choć początkowo 34-latka zaczynała karierę, która bazowała głównie na jej urodzie, szybko odnalazła się w roli prezenterki. Dodatkowo, w ostatnich latach o Adze mówiło się też sporo w kontekście jej małżeństwa z wokalistą, Grzegorzem Hyżym.
Zobacz: Agnieszka Hyży świętuje w Rzymie CZWARTĄ rocznicę ślubu: "Miłość nie wystarczy, może na początku"
Agnieszka zaangażowana jest również w temat problematycznego hejtu w sieci. Zaznajomiona z tematem dziennikarka namawiała nawet jakiś czas temu za pomocą opublikowanego w sieci zdjęcia z wakacji do detoksu od mediów społecznościowych.
W czwartkowy wieczór Hyży pokusiła się o obszerny wpis, który opublikowała za pośrednictwem instagramowego profilu. Pod sklejką okładek kolorowych pism z Agnieszką w roli głównej, nawiązując do ostatniego skandalicznego wywiadu z gwiazdą filmu "365 dni", poruszyła temat artykułów, które pojawiają się w sieci na jej temat.
Od wczoraj przyglądam się "burzy" w mediach, dyskutują opiniotwórcze źródła, głos zabiera także lifestyle. Mowa o wywiadzie, który wywołał do tablicy temat etyki dziennikarskiej i generalnie medialnego "syfu" - zaczyna gorzko prezenterka. W dalszej części wpisu wyznaje, że jakiś czas temu zdecydowała się ograniczyć obecność w mediach:
Sama w tym syfie nie raz się kąpałam lub zostałam nim oblana. Nie ma mnie teraz dużo w mediach, poniekąd na własne życzenie. Po 15 latach buduję sobie zawodowy przyczółek poza rozkładówkami. Czasami niektóre projekty potrzebują medialnego wsparcia, ale nie za wszelką cenę. Czytam dziś, jak to można przeprowadzić i wypuścić skandalizujący wywiad i kto na to pozwala. Zwalniają dziennikarza, drugiego zawieszają, ktoś pisze oświadczenie. Ale to większa układanka. Wydawcy, naczelni, kolegia, ciśnienie na „temat z mięsem”, na pranie brudów. Znam wielu mądrych, wartościowych dziennikarzy i wiem, jak trudno im się przebić, jak często kłócą się o nagłówek, który zmienia wydźwięk całego materiału - rozprawia celebrytka, by następnie odnieść się do tego, co na przestrzeni lat pisano o niej:
Przez naście lat uzbierało się sporo wywiadów i notek prasowych o mnie, moim życiu i pracy. Ile razy zostałam upokorzona, ośmieszona i obrażona? Wiele. Ile razy płakałam? Wiele. Bo kogo obchodzi, ile fakultetów skończyłam, ile projektów zorganizowałam, z jak zacnymi firmami przychodzi mi każdego dnia pracować. Lepiej robić ze mnie pustą celebrytkę z czerwonych dywanów, pisać bzdury o moim małżeństwie, z długich wywiadów, z których wreszcie można by się dowiedzieć "czegoś" więcej o mnie zawodowego i wartościowego, zostawia się tego jakieś 10%, a pozostałe 90% to wspomniane "mięso". I tak na serio, to czasem jak czytam o sobie, to sama siebie już nie lubię - ubolewa Aga. Ludzie budują sobie o mnie jakieś zdanie na podstawie tendencyjnych i prowokacyjnych nagłówków, która tak naprawdę zachęcają do hejtu, bo jak można skomentować kogoś dobrze, jeśli tekst nie pozostawia o danej osobie pozytywnej refleksji. Tego chcą ludzie? Nie sądzę. Dostają to, co im się podaje. Od lat. Może, jak zacznie się edukować ludzi, także mądrymi wywiadami, tekstami, to wzbudzi się popyt na lepsze treści. Zawsze zastanawiam się, czy dziennikarz, twórca danego materiału, gdyby miał napisać o sobie lub kimś bliskim, pisałby w ten sam sposób, poruszył tak intymny temat i użył tych samych podłych słów... - czytamy.
Ma rację?