Agnieszka Kaczorowska należy do tego grona celebrytów, którzy dość chętnie wypowiadają się na swoim Instagramie. Trzeba przyznać, że Bożence z "Klanu" udało się też zbudować pokaźną publikę, bo w sieci obserwuje ją ponad 418 tysięcy internautów. Nie da się więc ukryć, że jej wpis sprzed dwóch lat o "modzie na brzydotę" dotarł do... sporej liczby osób. Agnieszka wspomniała w nim między innymi, że "jest estetką" i "lubi piękno". Ubolewała jednak, że obserwuje wokół siebie "modę na brzydotę".
Mimo że od tej sytuacji minęły już dwa lata, to "moda na brzydotę" przy wielu okazjach zostaje wypomniana Kaczorowskiej. Tym razem celebrytka pojawiła się w podcaście TVP, który to poprowadził Aleksander Sikora. I tym razem nie zabrakło tego tematu. Na początku influencerka wytłumaczyła się, że tak naprawdę jej słowa zostały źle zrozumiane.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Agnieszka Kaczorowska tłumaczy się z wpisu o "modzie na brzydotę"
Opublikowałam post na Instagramie, w którym podjęłam zbyt dużo tematów w jednym krótkim tekście. Zdecydowanie za mało je rozwinęłam, za dużo dałam metaforycznych określeń, co zostało bardzo mocno przekształcone, dopisano do tego ideologię, która kompletnie nie jest moja i trochę na podstawie tego, co ja napisałam. Ja nie napisałam tego dobrze, to tak w dużym skrócie, przypięto do mnie jakieś takie łatki i poglądy które nie są moje - zaczęła.
Dalej przyznała, że ze zrozumieniem spotkała się tylko w wiadomościach prywatnych, bo jak twierdzi Agnieszka - ludzie bali się głośno ją popierać z obawy przed tym, że sami zostaną zlinczowani.
Prywatne wiadomości dostawałam od tych, którzy mają podobne poglądy co ja. Tylko w tamtym momencie niemodnie było się odezwać i powiedzieć, że mam sporo racji. Wiesz co, no byliby tak samo zlinczowani, jak ja, gdyby ktoś stanął po mojej stronie, bo ja zostałam zlinczowana - mówiła.
Agnieszka Kaczorowska opowiada o traumie po opublikowaniu krytykowanego wpisu
Kaczorowska nie ukrywa, że cała sytuacja mocno się nad niej odbiła i potrzebowała wielu miesięcy, by dojść do siebie. W pewnym momencie nastąpił jednak przełom, gdy pomyślała, że Instagram to tak naprawdę jej "dom internetowy" i jej przestrzeń, w której ma prawo do wyrażania swoich emocji. Zanim jednak udało jej się to przepracować, to wylała wiele łez.
Agnieszka mogła liczyć na wsparcie swojego męża i bliskich, ale była jednak ogromna rzesza ludzi, którym nie spodobała się "moda na brzydotę". Kaczorowska przyznała, że na Instagramie działa od 11 lat i od zawsze jej motywacją były tylko treści, które mają wspierać kobiety. Jej intencją nie było nikogo urazić.
Wiesz, jestem bardzo wrażliwą osobą po prostu i wydaje mi się, że jestem dobrym człowiekiem - powiedziała zapłakana. Nigdy nie chciałabym nikogo zranić, tym bardziej, wiesz, lubię wyrażać swoje poglądy, lubię wyrażać swoje zdanie, jednocześnie zawsze z taką intencją dobra i wspierania ludzi - mówiła.
Na koniec Agnieszka przyznała, że mimo wszystko nie żałuje tego, co się wydarzyło. Udało jej się przepracować te ciężkie chwile, choć sytuacja wciąż odbija się czkawką...
Trochę się to taką czkawką odbija cały czas i ludzie, którzy wracają do mnie i mówią: "Po latach zrozumiałam, co miałaś na myśli" ale są i tacy, którzy wracają i dalej nożami we mnie w komentarzach. Każdy ma taką granicę, ile może znieść i mi w pewnym momencie ta granica się przelała - ubolewała.
A wy jak zrozumieliście jej słowa?