Swego czasu Agnieszka Włodarczyk cieszyła się wyjątkową popularnością w prasie bulwarowej, a wszystko za sprawą jej burzliwych perypetii miłosnych. Po tym, jak przylgnęła do niej łatka "rozbijaczki małżeństw", aktorka usunęła się w cień, licząc na to, że ludzie zapomną o jej romansie z Mikołajem Krawczykiem i pamiętnych wynurzeniach na łamach Vivy! o "ciele astralnym". Niestety, czegoś takiego nie da się zapomnieć...
39-latka ewidentnie dobrze czuje się "na uboczu", występując na deskach teatru i skupiając swoją obecność w mediach na pomocy potrzebującym zwierzętom.
Jako że od kilku miesięcy Agnieszka - podobnie jak cała branża rozrywkowa - cierpi na brak pracy, celebrytka lubi umilać sobie czas podróżami. W sierpniu ugodzona strzałą amora Włodarczyk wybrała się na romantyczne wakacje z chłopakiem do słonecznej Italii, skąd raczyła fanów licznymi fotkami z ukochanym, narzekając przy tym na "napływ turystów i wygórowane ceny". Teraz spragniona słońca gwiazda postanowiła zainwestować część swoich oszczędności w podróż na drugi koniec świata. Aktorka spakowała manatki i, wraz z Robertem Karasiem, poleciała na indonezyjską wyspę Gili, ogłaszając przy tym, że "nie zamierza wracać do Polski, dopóki sytuacja w jej branży się nie zmieni".
Będę zdawała Wam relację z prostego wyspiarskiego życia mając nadzieję, że umilę Wam jesienno-zimową aurę za oknem - zapowiedziała dobroduszna celebrytka.
Szybko okazało się, że kwestią, którą woleli przedyskutować internauci nie były kolejne relacje z rajskiej wyspy, a aktualna sytuacja ukochanych pupili Agi - kota Bronka i suczki Tośki, którymi tak chętnie chwali się na Instagramie.
A co ze zwierzaczkami, tyle bez pani wytrzymają? - dopytywali.
Naczelna miłośniczka zwierząt zapewniła, że jej ukochane futrzaki są pod dobrą opieką, wyrażając żal, że nie mogła zabrać ich na rajską wyspę. Kwestię tęsknoty czworonogów za właścicielką pominęła...
Są w dobrych rękach. Niestety to zbyt daleka podróż, żeby je zabrać ze sobą - odpisała.
Dobre rozwiązanie?