W połowie listopada Agnieszka Włodarczyk z ukochanym Robertem Karasiem i grupą przyjaciół poleciała na indonezyjską wyspę Gili. Celebrytka zaznaczyła, że do kraju wróci dopiero wtedy, gdy sytuacja branży w związku z koronawirusem unormuje się.
Podczas "urlopu życia" Włodarczyk zaszła w ciążę. I choć sporo osób domyślało się, że celebrytka ukrywa rosnący brzuszek, przyszła mama nie pisnęła na ten temat słówka. Dopiero po powrocie do Polski celebrytka pochwaliła się swoim szczęściem, ogłaszając, że ona i Robert zostaną rodzicami.
Bardzo aktywna w mediach społecznościowych przyszła mama odpowiedziała dziś internautom na pytania związane z ciążą i powrotem do kraju. Część fanów dopytywała, czy powrót do Warszawy miał związek z odmiennym stanem celebrytki.
Odpowiadając na Wasze pytania - czuję się wyśmienicie - napisała Włodarczyk uspokajająco. -  Od początku ciąży do teraz. I mam nadzieję, że już tak zostanie, chociaż ostatnio łupie mnie trochę w krzyżu - zauważyła.
Celebrytka dodała, że nie odczuwała ciążowych dolegliwości, na które uskarża się wiele przyszłych mam.
Także nie wiem, co to poranne mdłości ani żadne mdłości, energii mam za dwóch. Wszystko mi się chce i wszystko mnie cieszy - oznajmiła.
Przy okazji aktorka rozwinęła wątek początku ciąży, który w jej przypadku był wręcz idealny.
Miałam ogromne szczęście, że pierwszy trymestr spędziłam na wyspie, oddychając świeżym powietrzem bez ograniczeń, jedząc owoce prosto z drzewa i jeżdżąc na rowerze. Myślę, że lepszego początku ciąży nie mogłam sobie wymarzyć - napisała Włodarczyk.
Przyszła mama zdradziła też, jakie były powody powrotu do Polski.
Bylibyśmy tam dłużej, gdyby nie zobowiązania zawodowe moje i Roberta. Nie, nie wróciliśmy stamtąd ze względu na jakiekolwiek problemy zdrowotne. Poza tym, ja już serio zaczynałam być nieznośna w marudzeniu, że mam ochotę na ogórki kiszone, pierogi i inne typowo polskie dania. No i jestem tu. Jem, gotuję, piorę, urządzam gniazdo, oddycham gorzej, ale za to czuję się wolna - napisała Włodarczyk.