Redbad Klijnstra jest znany szerszej publiczności dzięki roli w Na dobre i na złe… i Smoleńsku. W tym ostatnim wcielił się w rolę szefa stacji telewizyjnej. Dał się poznać jako obrońca Antoniego Krauzego i teorii o zamachu. Opowiadał, że wątpi w prawdziwość oficjalnych raportów po tragedii ze Smoleńska między innymi dlatego, że w Polsce nie ma jeszcze wraku tupolewa. Holendrzy za to złożyli swój samolot i z rekonstrukcji maszyny wynika, że uderzyła w niego rakieta. Aktor dodaje, że nie wierzy w uderzenie w brzozę, bo "zna inne zapisy". Przypomnijmy:Aktor ze "Smoleńska" broni Krauzego: "Przyjaciele mu odmówili. Nie chcieli z nim rozmawiać"
Teraz aktor postanowił wziąć w obronę partię rządzącą. Jego zdaniem w ciągu kilku ostatnich miesięcy w kulturze zaszło wiele pozytywnych zmian. Gwiazdor Na dobre i na złe uważa, że poprzednia władza blokowała rozwój kultury poprzez wybiórcze przyznawanie dotacji. W efekcie wielu zdolnych artystów wyjechało za granicę, nie widząc szansy na karierę w Polsce.
W kulturze jest teraz pewna odwilż. Przez bardzo długo panował układ towarzysko-plemienny. Bardzo wielu zdolnych artystów opuściło Polskę, zaczęło robić coś innego. W tej chwili widać, że to się troszeczkę rozszczelniło. Chciałbym, żeby jeszcze więcej się działo, żeby ministerstwo kultury myślało bardziej proaktywnie. To, co minister Morawiecki zaproponował w ekonomii, w gospodarce, chciałbym, żeby również objęło kulturę.
Czyżby walczył o kolejną patriotyczną rolę?
Źródło: Newseria Lifestyle