Alan Andersz niewątpliwie wiele w życiu przeszedł. Niedawno minęła dekada od pamiętnego wypadku na imprezie urodzinowej Antka Królikowskiego, który skończył się dla niego walką o życie w szpitalu. To wtedy Alan i inny gość imprezy mieli wdać się w bójkę, a aktor zaliczył upadek ze schodów i uderzył głową o donicę. Skończyło się na rozległych obrażeniach głowy, śpiączce farmakologicznej, a potem żmudnym procesie powrotu do zdrowia.
Przypomnijmy: Andersz: "Nie lubię rozmawiać o wypadku"
To, co wydarzyło się 17 lutego 2012 roku w willi-klubie na Mokotowie, do dziś pozostaje obiektem wielu spekulacji. W mediach na próżno szukać informacji o karze dla winnego uszczerbku na zdrowiu Alana Andersza, a on, jak sam twierdzi, niewiele pamięta z tego przykrego dnia. Nie ukrywa jednak, że jest wdzięczny lekarzom za uratowanie mu wtedy życia.
To, że lekarze się nie poddali i dokonali niemożliwego, dało mi moc do tego, żebym i ja się nie poddał. W momentach słabości bardzo często sobie powtarzałem: "Lekarze operowali mnie 7-8 godzin ze świadomością, że szanse na przeżycie mam marne i nie poddali się. To komuś ma zależeć na moim życiu bardziej niż mi?! Nie może tak być" - pisał Andersz dwa lata temu.
Jeszcze gdy Andersz wracał do zdrowia pod okiem lekarzy, media rozprawiały o tym, czy Antek Królikowski, którego urodziny wtedy razem świętowali, składał mu przyjacielskie wizyty w szpitalu. "Fakt" twierdził wówczas, że aktor owszem "opiekuje się" Alanem i często u niego bywa, a wspólne chwile mijają im na nadganianiu nowinek z życia wspólnych znajomych.
W tym trudnym czasie może liczyć na Antka, który często go odwiedza i informuje, co słychać o wspólnych znajomych i co słychać na świecie - wspominał wtedy tabloid.
Teraz okazuje się, że prawda była nieco inna, o czym wspomina sam Alan w podcaście "Zdanowicz pomiędzy wersami". Choć przyznaje, że ostatecznie on i Antek się pogodzili, to wyraźnie ma do niego wiele żalu. Andersz wyznał, że skompromitowany dziś aktor chyba niespecjalnie przejmował się jego walką o życie, bo nawet nie odwiedził go w szpitalu i nie przeprosił wtedy za to, co zaszło - bagatela - na jego własnej imprezie urodzinowej.
Podałem mu rękę i powiedziałem, że temat wypadku jest dla mnie zamknięty. Jeżeli ktoś w tak trudnym momencie zachowuje się w taki, a nie inny sposób, to oczywistym jest, że nie chcesz z kimś takim rozmawiać. Niejednokrotnie mówiłem, że wystarczyło, by przyszedł do mnie do szpitala, przybił ze mną piątkę i przeprosił. Nie byłoby wtedy problemu, bo to był przecież wypadek - mówi dziś Alan.
Jednocześnie Andersz nie wierzy w to, że Antek celowo miał złe intencje - a przynajmniej taką ma nadzieję.
Nawet jeśli się do niego [do wypadku - przyp.red.] jakoś przyczynił, to wierzę, że nie miał intencji zrobienia tego, co mi zrobił. Z tą myślą wolę zostać, a jeśli było inaczej, to on z tym musi żyć, a nie ja. Miałem obrzydzenie do niektórych ludzi, ale z czasem mi przeszło - wyznał.
Sam wypadek i jego kulisy do dziś pozostają sprawą dość tajemniczą, co aktor sam przyznaje. Przez to, że nie ma pewności, co właściwie wtedy zaszło, miał też problem z szukaniem winnych.
W tej sprawie było dużo niejasności. Ja sam nie pamiętam, co wtedy się stało. Były różne zeznania, które potem znikały. Ktoś nagle nie pamiętał, o czym mówił, co dawało mi do zrozumienia, że faktycznie mogło być coś na rzeczy. Nie mam jednak pewności, że tak było, dlatego też nie mogę podjąć w tej kwestii żadnych kroków - mówi i wspomina, jak wyglądało potem jego pierwsze spotkanie z Antkiem po długiej przerwie: Muszę jednak przyznać, że jak pierwszy raz po wypadku spotkałem go na castingu, to zgięły mi się nogi. To były ogromne emocje.
Przypomnijmy, że całkiem niedawno Andersz wypowiedział się też w kwestii "walki" sobowtórów Putina i Zełenskiego, którą Królikowski firmował jako włodarz jednej z federacji MMA. W ten sposób jedynie pogłębił kryzys wizerunkowy, który już i tak mocno trawił jego karierę. Mimo publicznych przeprosin Antka i wycofania się z show biznesu Alan wciąż zdecydowanie potępia jego zachowanie.
To jest już przegięcie. Naprawdę, jego zachowanie jest poniżej pasa. Niektórzy ludzie traktują wojnę w Ukrainie jako kataklizm. A tam się morduje ludzi, gwałci kobiety. To coś strasznego - skwitował.