Ponad dziesięć lat temu życie Alana Andersza wywróciło się do góry nogami. W lutym 2012 roku aktor doznał poważnego wypadku podczas imprezy urodzinowej Antka Królikowskiego, który skończył się dla niego walką o życie w szpitalu. Andersz spadł wówczas ze schodów i uderzył głową o donicę, co zaowocowało rozległymi obrażeniami. Aktor przeszedł operację trepanacji czaszki i został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej, później zaś przechodził długą rehabilitację, by wrócić do pełni sił.
Nieszczęśliwy incydent nie tylko całkowicie odmienił życie Alana Andersza, lecz również przyczynił się do zakończenia jego przyjaźni z Antkiem Królikowskim. Goszcząc w podcaście "Zdanowicz pomiędzy wersami" w 2022 roku, aktor stwierdził na przykład, że po wypadku kolega nie odwiedził go nawet w szpitalu. Jednocześnie zapewnił jednak, iż pogodził się z Królikowskim i oznajmił mu, że temat zdarzenia jest już dla niego zamknięty.
Alan Andersz zapewnia, że Antek Królikowski nie był odpowiedzialny za jego wypadek
Wypadek Alana Andersza był obiektem wielu medialnych spekulacji, a okoliczności zdarzenia wciąż nie są do końca jasne. Sam Andersz kilka lat temu w rozmowie z Magdą Mołek zdradził, że niewiele pamięta z wieczoru urodzin Królikowskiego, a wersje świadków zdarzenia są różne. Ostatnio 34-latek po raz kolejny powrócił do bolesnych wydarzeń z przeszłości - tym razem w rozmowie z Kozaczkiem, podczas premiery filmu "Rój". Nawiązując do wypadku, reporter serwisu wspomniał o medialnych plotkach sugerujących, jakoby to Antek Królikowski "był sprawcą tego całego zamieszania". W odpowiedzi Andersz postanowił raz na zawsze rozwiać wątpliwości i zapewnił, że aktor nie miał nic wspólnego z incydentem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dementuję. Antek Królikowski nie miał absolutnie nic wspólnego z tym wypadkiem poza tym, że to były jego urodziny. Często ludzie na nim psy wieszali. Nie jest odpowiedzialny za to, to nie jego wina, nieważne czyja, to jest już temat zamknięty - powiedział Kozaczkowi.
W rozmowie z reporterem serwisu Andersz wyznał, że wypadek jest dla niego zamkniętym rozdziałem i nie zamierza doszukiwać się sprawiedliwości czy szukać winnych.
Nie będziemy dochodzić prawdy, próbować karać czy cokolwiek. Wszystko wyszło dobrze. Ja żyję i mam się świetnie. Nie brnijmy w to, nie szukajmy złych emocji, złej energii, zacznijmy się wszyscy wreszcie kochać - dodał, odpowiadając na pytanie.
W ostatniej rozmowie z Kozaczkiem Alan Andersz wyznał również, że po wypadku rozpoczął całkiem nowe życie i nawet nie pamięta, jak wyglądała jego codzienność przed zdarzeniem. Jak zdradził, przez nieszczęśliwy incydent uświadomił sobie, jak kruchy jest człowiek.
Nam się wydaje, że jesteśmy nieśmiertelni do momentu, jak coś się nie stanie (...). To jest moje drugie żyćko, masz teraz 11 lat i jest super - zdradził.