Małżeńskie sprzeczki oraz rzucanie gromów w stronę byłych partnerów są codziennością medialnego światka. Co i rusz udowadniają to celebryci, którzy chętnie na łamach prasy wymierzają krytykę byłym partnerom swoich obecnych ukochanych. Lata temu uczyniła to m.in. Monika Richardson, która, będąc jeszcze w związku ze Zbigniewem Zamachowskim, nie żałowała ostrych słów Aleksandrze Juście i córce Zamachowskiego, Marysi. Dziennikarka w jednym z wywiadów wytknęła młodej dziewczynie brak chłopaka...
Przypominamy: Zamachowska poniża córkę Zbyszka na Instagramie: "NIE MA CHŁOPAKA ANI POMYSŁU NA ŻYCIE"
Po słownych potyczkach, które oczywiście odbywały się na łamach mediów, konflikt przygasł, co sugerowało pokojowy rozejm. Justa wtrąciła do niego trzy grosze przy okazji ubiegłorocznego rozstania Zamachowskiego i Richardson, ciepło wypowiadając się o byłym mężu.
Okazuje się jednak, że wieloletnie milczenie dotyczące poczynań Richardson było ciszą przed burzą. Punktem zapalnym odnowionego konfliktu była informacja o udziale dziennikarki w nowej kampanii "Nie hejtuję - motywuję", zainicjowanej przez magazyn Zwierciadło. Celem projektu jest uświadomienie, jak rujnujące potrafią być obelgi słyszane od innych oraz czym właściwie jest hejt...
Hejt to zjawisko jednoznacznie destrukcyjne, destabilizujące, zaplanowane od początku do końca na zrobienie krzywdy drugiemu człowiekowi - pouczyła obserwujących Richardson, chwaląc się udziałem w kampanii.
Pod wpisem jedna z internautek przytomnie przywołała sprawę sprzed lat, wytykając byłej żonie Zamachowskiego hipokryzję:
A mam takie pytanko do ambasadorki akcji pani Moniki. Czy słowa: "Maria ma 23 lata i jest rzecznikiem prasowym swojej mamy. Mieszka z mamą i rodzeństwem, nie ma chłopaka ani pomysłu na życie", które wygłaszała na temat byłej pasierbicy, są hejtujące, czy motywujące? Tak z czystej ciekawości. Wybierać takich nietrafionych ambasadorów, to jak iść do otyłej dietetyczki po radę. Niby jest w temacie, ale niekoniecznie jest autorytetem - oceniła.
Niespodziewanie głos w komentarzach zabrała jedna z "bohaterek" nieprzyjemnej sytuacji z przeszłości. Aleksandra Justa przywołała naganne zachowanie Richardson, podkreślając, że był to niezaprzeczalnie hejt:
Słowa, które tutaj Pani przypomniała dotyczące mojej wówczas 18-letniej córki, są oczywiście hejtem. Przez sześć lat pani Monika Richardson (dawniej Zamachowska) posługiwała się hejtem wobec mnie i moich dzieci w prasie, podając przeważnie nieprawdziwe, szkalujące informacje na nasz temat. Dopiero wyrok sądu w sprawie z mojego powództwa o naruszenie dóbr osobistych, zgodnie z którym Pani Monika dostała zakaz jakichkolwiek wypowiedzi na nasz temat, pozwolił mnie i moim dzieciom odetchnąć - napisała, otwarcie dziwiąc się decyzji magazynu o podjęciu współpracy z dziennikarką.
Na odpowiedź drugiej strony nie trzeba było długo czekać. Monika Richardson odbiła piłeczkę, znów nie szczędząc gorzkich słów:
Przykro przeszkodzić sobie samej w kontemplacji, słysząc Aleksandrę Justę, która wychynęła z odmętów niepamięci i postanowiła skomentować mój udział w kampanii #niehejtujemotywuje. Podobno nie mam prawa motywować do zaprzestania hejtu, bo sama jestem hejterką. Aż mi szkoda komentować komentarze kobiety, której sposobem na komunikację jest brak komunikacji - stwierdziła w swoim stylu.
W dalszej części wpisu Monika ostro odgryzła się Juście i wypomniała jej... brak konsekwencji. Ujawniła przy okazji kilka szczegółów z ich sądowego sporu, który dotychczas rozgrywał się bez udziału mediów:
Nie będę się wdawać w szczegóły tego żenującego spektaklu, szkoda mi tych powoływanych na świadków dzieci, krewnych, przyjaciółek, z których nikt nie wniósł niczego merytorycznego do sprawy. Ugoda sądowa, którą zawarłyśmy, a która z sugestii sądu miała skończyć tę bolesną szopkę, obowiązywać miała oczywiście obie strony. Obie strony zobowiązały się, że nie będą się na swój temat wypowiadać w mediach. Rozumiem, że po wypowiedzi pani Justy na mój temat, ugoda przestała obowiązywać. Może i lepiej. Może czas na książkę? - zakończyła kąśliwie.
Też czekacie na więcej?