Jennifer Lopez to ikona popkultury, która przed laty była na szczycie, a dziś notuje spadek popularności i zmaga się z coraz większą krytyką. Choć nigdy nie była wybitną aktorką ani piosenkarką, w obu tych dziedzinach odniosła ogromne sukcesy. Na przełomie wieków jej płyty sprzedawały się jak świeże bułeczki, a filmy z jej udziałem były kinowymi hitami. Rozpisywano się też o jej burzliwym życiu miłosnym. Gdy kilka lat temu J.Lo zeszła się z dawnym ukochanym, Benem Affleckiem, znów zrobiło się o niej głośno, a fani "Bennifer" - jak nazywano kiedyś tę parę - wpadli w euforię.
Łaska mediów i publiczności jest jednak kapryśna i z czasem na temat gwiazdy zaczęło się pojawiać coraz więcej negatywnych opinii. Zarzucano jej m.in., że reklamuje alkohol, mimo że Ben jest od niego uzależniony, a także sugerowano, że diva źle traktuje obecnego męża. W sieci nie brak zdjęć i filmików, z których można wywnioskować, że pomiędzy małżonkami często dochodzi do spięć.
Pomimo coraz gorszej prasy Lopez miała nadzieję, że nowy album "This is me... Now" pomoże jej wrócić na szczyt. Ponieważ brakowało chętnych do zainwestowania w krążek, artystka z własnej kieszeni wyłożyła 20 milionów dolarów (!) na sfinansowanie płyty i dokumentu, który miał pomóc w promocji. Niestety produkcja, która ukazała się na platformie Amazon Prime, okazała się metaforycznym gwoździem do trumny, bo choć cieszyła się dużą oglądalnością, to stała się pretekstem do hejtu.
Internet śmieje się z Jennifer Lopez
Internauci wyśmiewają gwiazdę, a zwłaszcza jej rzekome pochodzenie z biednej i niebezpiecznej dzielnicy Nowego Jorku. Lopez wciąż próbuje się kreować na skromną "dziewczynę z Bronksu", podczas gdy od 30 lat mieszka w Los Angeles i opływa w luksusy, a o jej gwiazdorskich zachowaniach krążą legendy.
Wiele osób kwestionuje wiarygodność J. Lo i zarzuca jej "pozerstwo". Pojawiają się głosy, że tak naprawdę pochodziła z dobrego domu, uczęszczała do jednej z lepszych szkół w dzielnicy, a jej rodzice wcale nie byli biedni. Mieszkańcy Bronksu apelują, aby przestała wykorzystywać ich dzielnicę do budowania swojej "marki osobistej".
Bądź sobie bogata, żyj w Beverly Hills, zostaw nas w spokoju i po prostu bądź sobą, na Boga! - grzmi jeden z tiktokerów.
Ona po prostu kpi z nas wszystkich. Wyciera sobie twarz słowem Bronx i wydaje jej się, że zakłamie rzeczywistość - dodaje kolejna osoba.
Bronx powinien pozwać ją za zniesławienie; Jest mi za nią wstyd; Zaczynam myśleć, że ona nigdy nawet nie była w Bronksie - piszą w komentarzach inni użytkownicy.
Ciemne chmury nad karierą J.Lo
Internauci zaczęli też kwestionować autentyczność nagrań piosenkarki. Pojawiły się teorie, jakoby w rzeczywistości to Ashanti śpiewała na większości płyt J.Lo, bo jej głos do złudzenia przypomina wokal "Jenny z blokowiska".
Jennifer Lopez po prostu nie umie śpiewać - wyrokują internauci.
Nie brak również osób, które wywołują Lopez do odpowiedzi w kontekście skandalu z przestępczą działalnością jej byłego partnera P. Diddiego.
Naprawdę o niczym nie wiedziała? - zastanawiają się.
Efekt jest taki, że nowa płyta J.Lo jest klapą i najniżej notowanym albumem w karierze artystki. Do tego koncerty gwiazdy cieszą się minimalnym zainteresowaniem. Po ogłoszeniu jej nowej trasy po Stanach Zjednoczonych zdecydowano się nawet odwołać część występów, bo sprzedaż biletów była znikoma.
Niestety, organizator odwołał to wydarzenie. Aby uzyskać zwrot pieniędzy, nie są wymagane żadne działania - informowano w lakonicznych oświadczeniach.
Aby ratować sytuację, zmieniono tytuł trasy z "This is Me... Now: The Tour" na "This is Me... Live. Greatest Hits". Najwyraźniej organizatorzy liczą na to, że mieszanka "największych przebojów" Jennifer przyciągnie większe zainteresowanie niż jej nowe utwory.
Myślicie, że to początek końca kariery J.Lo?