Mogłoby się wydawać, że końcówka kampanii wyborczej prowadzona w warunkach światowej epidemii koronawirusa skupi się na służbie zdrowia i wzmacnianiu polskiej gospodarki. Tymczasem, dość nieoczekiwanie, naczelnym tematem kandydatów na prezydenta okazały się być kwestie obyczajowe, zwłaszcza te związane z prawami społeczności LGBT.
Wszystko zainicjowało podpisanie przez Andrzeja Dudę tzw. Karty Rodziny, w której ubiegający się o reelekcję prezydent po raz pierwszy w jawny sposób przeciwstawił się tajemniczej "ideologii LGBT". Ruch Dudy zachęcił innych przedstawicieli obozu władzy do wyrażenia swoich własnych, często szokujących opinii na temat społeczności LGBT, a sam prezydent otwarcie poparł niektórych kolegów.
Przypomnijmy: Andrzej Duda komentuje słowa Żalka: "Próbuje się nam wmówić, że LGBT to ludzie, A TO JEST PO PROSTU IDEOLOGIA"
Odkąd jednak o słowach Andrzeja Dudy zaczęły rozpisywać się najbardziej prestiżowe zagraniczne media, urzędujący prezydent zdecydowanie złagodził swój ton, starając się ratować image.
W ramach walki z kryzysem wizerunkowym, Duda postanowił spotkać się w Pałacu Prezydenckim z Robertem Biedroniem, jego matką i Bartoszem Staszewskim, aktywistą LGBT, który zwrócił jego uwagę podczas niedawnego wiecu wyborczego w Lublinie.
Robert i Helena Bidroń odrzucili propozycję, ale Staszewski przyjechał w środę do Warszawy.
Po spotkaniu Staszewski opublikował na Facebooku długi wpis, w którym zrelacjonował rozmowę z Andrzejem Dudą.
Powiedziałem prezydentowi o tym, jak wygląda sytuacja osób LGBT w Polsce. Powiedziałem, jak od lat walczymy o równe prawa, o tym, jak od 2015, kiedy partia PiS doszła do władzy, odbywa się szczucie na osoby LGBT. Powiedziałem o kamieniach rzucanych na marsze równości, bo prezydent mówił, że ich nie widział. Powiedziałem o dzieciakach wyrzucanych z domów, słowach pogardy, które wypowiada w naszym kierunku prezydent państwa. Powiedziałem, że milczy kiedy na drugi marsz równości w Lublinie dochodzi do próby zamachu bombowego. Prezydent powiedział, że nie słyszał o tym. Tej przemocy nie da się przemilczeć, udać że jej nie było.
Staszewski miał też pokazać Dudzie zdjęcia trzech młodych osób, które popełniły samobójstwa z powodu homofobicznego prześladowania:
Pokazałem mu trzy zdjęcia osób, które z powodu zaszczucia odebrały sobie życia. Pokazałem zdjęcia Dominika, Kacpra i Milo. Takich nastolatków, którzy z powodu homofobii i transfobii popełniają samobójstwa, jest więcej. Dominik z Bieżunia i Milo to nie ideologia, to osoby, które nie wytrzymały i popełniły samobójstwo. Tak jak wiele innych młodych ludzi, których nazwisk nigdy nie poznamy. Pan prezydent nie pojawił się na ich grobie, nie zapalił świeczki, nie potępił homofobii i transfobii. Prezydent pozostał niewzruszony. Powiedziałem, że to skandal, że zawetował ustawę pozwalającą na bezpieczną tranzycję, że odbiera w ten sposób godność osobom transpłciowym.
Wygląda jednak na to, że apele działacza LGBT nie zrobiły na Andrzeju Dudzie większego wrażenia. Staszewski pisze, że prezydent nie zdecydował się przeprosić homoseksualnych Polaków ani za własne słowa, ani za wypowiedzi partyjnych kolegów.
Na koniec prezydent powiedział, że nie przeprosi, że korzysta z wolności słowa. Skończyłem spotkanie, zapiąłem guzik marynarki i pożegnałem bez uścisku dłoni.
Myślicie, że to spotkanie jakkolwiek wpłynie na retorykę działaczy PiS-u w kwestiach mniejszości seksualnych w Polsce?