Od kilku dni tematem numer jeden w polskich mediach rzekome zagrożenie, jakim dla polskiej rodziny ma być tajemnicza "ideologia LGBT". Wszystko zaczęło się od podpisania przez ubiegającego się o reelekcję Andrzeja Dudę tzw. Karty Rodziny, wprost uderzającej w osoby homoseksualne, a skończyło się na obelgach, których nie powstydziliby się nawet naziści.
Przypomnijmy: Przemysław Czarnek z PiS obrzydliwie o społeczności LGBT: "Ci ludzie nie są równi NORMALNYM"
Nie jest tajemnicą, że jednym z ulubionych argumentów homofobów przeciwko społeczności LGBT jest rzekome zagrożenie deprawowaniem młodzieży. Ma się ono przejawiać nie tylko wrzucaniem homoseksualistów do jednego worka z pedofilami, ale również mniej obelżywymi zarzutami, jak choćby "terroryzowaniem" polskich szkół akcjami równościowymi i zajęciami z edukacji seksualnej.
Oczywiście największym festiwalem deprawacji są parady równości. W prawicowych mediach radosne i spokojne marsze przez ulice polskich miast przedstawiane są niczym współczesne wersje biblijnej Sodomy i Gomory, często ilustrowane w dodatku zdjęciami z parad z innych miast świata, gdzie atmosfera rzeczywiście bywa nieco bardziej swobodna.
W niedzielę do dyskusji o sytuacji osób LGBT postanowiła włączyć się również Anna Kalczyńska, większości Polaków znana przede wszystkim jako współprowadząca program Dzień Dobry TVN. Okazuje się, że dziennikarka również martwi się, jak na wizerunek gejów i lesbijek wpływają "rozerotyzowane" parady i marsze:
A może błędem jest SPOSÓB opowiadania o ludziach LGBT? Zamiast agresywnych seksualnych parad na ulicach i wojujących polityków potrzeba empatii i spokoju w przedstawianiu historii ludzi wokół nas? - zastanawia się na Twitterze Kalczyńska.
Wpis dziennikarki szybko zaczął rozchodzić się po sieci. Wśród komentujących jej przemyślenia nie zabrakło osób, które zgadzały się z jej opinią. Pod postem pojawiło się jednak wiele głosów krytykujących takie podejście do tematu:
Niech dziennikarze wezmą się do pracy i zaczną pokazywać jak w Polsce naprawdę wyglądają marsze równości, to może nikt o żadnej agresji i seksie na nich nie będzie musiał mówić. Niech też zapraszają gejów do studia i im zadają pytania jak się żyje, zamiast księdzu Oko - napisał jeden z internautów.
Jest taka narracja, gdy dochodzi do gwałtu na kobiecie, że być może zbyt wyzywająco się ubrała, prowokowała, postępowała nieodpowiednio. Nie jest ona słuszna - tłumaczył inny komentujący.
Pani Aniu, czy naprawdę widuje pani w Polsce "agresywne seksualne parady na ulicach"? - zapytał Kalczyńską jeden z uczestników dyskusji. Nie, ale mówię o stereotypach wykorzystywanych przez PIS - odparła dziennikarka.
Po chwili Anna Kalczyńska spróbowała doprecyzować, co dokładnie miała na myśli.
Ten tweet nikogo nie obraża. Nawiązuje do stylu berlińskich parad LGBT, które są niekompatybilne z mentalnością środowisk konserwatywnych w Pl. A to, że nie chodzę na warszawskie parady równości (wiem, są inne), nie oznacza, że jestem faszystką i ze stoję obok Putina. Sorry - tłumaczyła się gwiazda Dzień Dobry TVN. Nie trzymam ze skrajną prawicą. Napisałam, że trzymam z osobami homoseksualnymi, które cierpią z powodu skrajnych zachowań LGBT. Proszę nie manipulować.
Podzielacie zdanie Kalczyńskiej?