Swoim wyznaniem o mobbingu w szeregach TVN, który niemal kosztował ją życie, Anna Wendzikowska otworzyła puszkę Pandory. Jej słowa spotkały się oczywiście z podziwem jednych i sceptycyzmem pozostałych. W obliczu kryzysu wizerunkowego stacji, który zbiegł się z jej 25. rocznicą jej powstania, większość osób zatrudnionych przez telewizyjnego giganta woli jednak nabrać wody w usta.
Teraz trzy grosze w głośnej sprawie postanowiła dorzucić inna gwiazda "Dzień Dobry TVN", Anna Kalczyńska. W rozmowie z Kozaczkiem dziennikarka zapewniła, że mimo przyjacielskich stosunków, które mają ją łączyć z Wendzikowską, nie miała bladego pojęcia o zmaganiach koleżanki z redakcji. Nie omieszkała przy okazji podlizać się pracodawcy, chwaląc podjęcie "natychmiastowych działań" przez stację.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przed wakacjami byłam w kontakcie z Anią i wiedziałam, że są jakieś kłopoty - wyjawiła. Chciałam nawet, żeby przyjechała do mnie z dziewczynkami, żebyśmy się spotkały. Natomiast nie wiedziałam, że one bezpośrednio dotyczą naszej pracy. Kwestia mobbingu jest jedną z najcięższych i najpoważniejszych zarzutów, jakie mogą paść w korporacji, szczególnie w takiej jak nasza, amerykańskiej. Został potraktowany priorytetowo.
Kalczyńska ubolewa nad tym, że nie mogła wspomóc Ani w tak ciężkim dla niej okresie. Prowadząca "DDTVN" jest jednak zdania, że nawet, gdyby chciała, to by nie mogła, gdyż nikt z redakcji "nie mógł jej towarzyszyć".
Osoba, która doznała mobbingu, jest w tym procesie od samego początku sama - oceniła. Musi opowiedzieć tę całą historię. Nikt z nas nie mógł jej towarzyszyć. To od początku do końca jest prywatna i poufna sprawa. O wszystkim dowiedzieliśmy się z prasy.
I o ile Kalczyńska sympatyzuje z Anią, w obecnej sytuacji współczuje przede wszystkim sobie i reszcie załogi, która nieustannie musi mierzyć się z niewygodnymi pytaniami.
Mogę powiedzieć, że jest mi niezwykle przykro - przekonuje. Ania widocznie mówi to, co czuje. To jak odebrała całą tę historię. Niewiele więcej mogę powiedzieć. Ania może liczyć na moje wsparcie. A my, osoby, które zostały w tym programie, musimy się konfrontować z takimi pytaniami. Jest nam niezręcznie i niekomfortowo. Nikt z nas nie ma takiej historii. Jesteśmy zachęcani regularnie, żeby odzywać się do przełożonych, gdyby coś podobnego miało miejsce. Ta sprawa została potraktowana z należytą odpowiedzialnością. Mnie to nie spotkało.
Na koniec dodała, że z pierwszej ręki wie, iż decyzja Wendzikowskiej jest nieodwołalna:
Pytałam czy chce wrócić, nie chciała - ucięła.
Myślicie, że po odejściu Wendzikowskiej z "DDTVN" celebrytki dalej się będą kumplować?