Po głośnej relacji Kingi Rusin z imprezy u Beyonce i Jaya-Z sprawą zainteresowały się zarówno polskie, jak i zagraniczne media. "Ryzykowne" wyznanie "reporterki bez granic" dotyczące after party u gwiazdorskiej pary skomentować zdecydowała się jakiś czas temu Telewizja Polska. Zachowanie 48-latki wyśmiano w Wiadomościach. W reportażu poświęconym dziennikarce przedstawioną ją między innymi jako "jedną z twarzy pseudoelity, która od lat próbuje mówić Polakom, jak mają żyć". Materiał rozwścieczył Rusin, która poświęciła mu wpis na instagramowym profilu i zapowiedziała pozew.
Do wydania Wiadomości w rozmowie z Plejadą odniosła się Anna Kalczyńska, która również znalazła się w gronie "pseudoelit". Prowadząca śniadaniówkę wypowiedziała się na temat granic etyki dziennikarskiej, ubolewając nad tym, że telewizja publiczna nakłania widzów do nieoglądania konkurencyjnych stacji:
Mam wrażenie, że dotąd nie atakowaliśmy się wzajemnie. Zdarzały się różne sytuacje, wiadomo. Nam też zdarzały się wpadki i też przyjmujemy różne sytuacje na klatę, które konkurencja może później wykorzystać. To jest normalne. Natomiast wrzucanie nas do jednego worka i kategoryzowanie jest bardzo słabe - stwierdziła smutno prezenterka.
43-latka wyznała, że według niej relacje między stacjami nie powinny wyglądać w ten sposób:
Nie wiem, do czego to prowadzi. Wydaje mi się, że tak nie powinno być. Nie należy nas antagonizować i szukać jakichś waśni między nami, bo to do niczego nie prowadzi… - stwierdziła.
Ma rację?