Anna i Robert Lewandowscy to dziś jedna z najbardziej popularnych par polskiego show biznesu. Piłkarz odnosi sukcesy na boisku oraz poza nim, a jego małżonka buduje własną markę, pod którą kryją się dziesiątki produktów i usług. Przekłada się to nie tylko na zyski finansowe, lecz również te wizerunkowe, a losy pary chętnie śledzą miliony internautów.
Wzmożone zainteresowanie życiem prywatnym Roberta Lewandowskiego i jego małżonki przynosi im też rozliczne propozycje wywiadów, podczas których para decyduje się na intymne wyznania. Tym razem Anna Lewandowska była gościem Domówki u Dowborów, gdzie nieoczekiwanie otworzyła się na temat początków jej znajomości z Robertem. Szczególnie dużo uwagi poświęciła kwestii sztuki kulinariów.
Podczas wspomnianej rozmowy z Lewandowską nie obyło się oczywiście bez żartów na temat zdrowego żywienia, którego żona Roberta stara się być ambasadorką. Co ciekawe, nie zawsze tak było, a zamiłowanie do kulinariów przyszło jej dopiero z czasem. Jak sama wyznała, na początku znajomości, gdy jeszcze mieszkali w Poznaniu, miała bowiem nieco inny sposób na gotowanie "by Ann".
Były tam bary mleczne, gdzie za 4,50 zł można było kupić makaron bolognese. Więc ja tam podjeżdżałam, kupowałam to bolognese, wrzucałam do garnka, Robert przyjeżdżał, mówiłam mu: "Kochanie, spróbuj", on mówił: "O Jezu, jakie dobre". Tak było do momentu, w którym komuś się wygadałam przy nim. Robert zapytał wtedy: "Ale jak to? Mówiłaś przecież, że to gotowałaś?" - wspominała z wyraźnym rozbawieniem.
To jednak nie koniec, bo Ania wyznała też, że gotowanie w tych czasach po prostu nie było jej mocną stroną.
Były też momenty, w których dzwoniłam do mamy i pytałam się, jak zrobić pomidorówkę. Takie były moje początki - stwierdziła.
Z biegiem czasu Lewandowscy stali się bohaterami rozlicznych memów na temat zdrowego żywienia i tego, że nadprogramowe kalorie wprawiają ich w zakłopotanie. Anna twierdzi jednak, że nie jest to ich prawdziwy wizerunek i zdarza im się czasem sobie pofolgować.
Niektórzy myślą, że to, co "Lewa" wrzuci, to zawsze jest zdrowe i my nie wrzucamy na luz. Czasami zdarza się pizza, lampka wina czy coś innego. Pozwalamy sobie na różne rzeczy, najczęściej w czasie urlopu, kiedy Robert ma wakacje. Jeżeli wiemy, że pracujemy codziennie, a nasze ciało to maszyna do pracy, to zdajemy sobie sprawę, że o tę maszynę trzeba bardzo dbać - argumentowała.
Skoczylibyście ze "zwyczajnymi" Anią i Robertem na pizzę i lampkę wina?
Pudelek ma już własną grupę na Facebooku! Masz ciekawy donos? Dołącz do PUDELKOWEJ społeczności i podziel się nim!