Nikt chyba nie ma wątpliwości, że "365 dni" było trampoliną do światowej rozpoznawalności zarówno dla Blanki Lipińskiej, jak i bohaterów filmów na podstawie jej "dzieł". Czy tego chcemy czy nie, kontrowersyjną trylogię można uznać za komercyjny sukces, a negatywne recenzje oraz nominacje do Złotych Malin zrobiły jedynie wokół niej większy szum.
Zobacz: Złote Maliny 2021. Blanka Lipińska jest ROZCZAROWANA tylko jedną wygraną: "Ale nic, POWALCZĘ ZA ROK"
Anna-Maria Sieklucka odcina się od "365 dni"? Blanka Lipińska reaguje
Głosy krytyków czy opinie internautów to jedno, jednak wielu stawiało filmom Blanki dużo poważniejsze oskarżenia. Teraz na temat tego, jak odbiera serię, która dała jej sławę, wypowiedziała się Anna-Maria Sieklucka w rozmowie z tygodnikiem Wprost.
Nie byłam gotowa na wszystko to, co działo się po tryptyku "365 dni". Biorąc udział w tej produkcji, nie sądziłam, że aż 300 milionów osób obejrzy pierwszą część, a ona odbije się tak szerokim echem - mówi Sieklucka. Dzisiaj, w moim odczuciu, "365 dni" to produkcja ukazująca patriarchalną, przemocową relację, męsko-damską, w której kobieta jest zależna, poddana i zniewolona.
Jak twierdzi, widzowie nie byli w stanie zobaczyć w niej aktorki, tylko Laurę, myląc filmową rolę z rzeczywistością.
Pracując nad tym filmem, miałam 26 lat i sama byłam jeszcze bardzo mocno zanurzona w patriarchacie, w systemie, którego nie do końca byłam świadoma. Ale pomimo tego, to była tylko moja rola, moja praca, nie moje życie. Tymczasem mężczyźni, jak i kobiety, swoje postrzeganie mnie opierali na niej, wyobrażając mnie sobie w bardzo sensualny i erotyczny sposób. Traktowano mnie w dużej mierze przedmiotowo, przez pryzmat Laury, filmowej postaci, nie mnie - człowieka, aktorkę, kobietę, która ma własne uczucia i emocjonalność.
Jednocześnie zwróciła uwagę na podwójne standardy, które, niestety, nadal utrzymują się w branży. Podkreśla też, że nie utożsamia się z wartościami, które ukazują filmy Blanki.
Dziś, dzięki pracy nad sobą, terapii, jestem w stanie głośno i szczerze powiedzieć: Tak, nie zgadzam się z wartościami tego filmu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Blanka Lipińska odpowiada na słowa Anny-Marii Siekluckiej. "Taki był zamysł"
Na słowa Siekluckiej, a konkretnie zajawkę tekstu, która trafiła na jej InstaStories, zdążyła już zareagować Blanka Lipińska. Okazuje się, że zgadza się z aktorką.
Myślę, że jak ktoś uważnie przeczyta książkę (która jest od 6 lat na rynku), to dojdzie do bardzo podobnych wniosków, bo taki był jej zamysł - pisze. Mam tylko nadzieję, że wyciągnie z tego lekcję, chociaż, jak pokazuje życie, po przeczytaniu książek 70 proc. kobiet w Polsce nadal jest team Massimo.
Co więcej, Blanka wspomniała, że w zagranicznych wydaniach umieściła specjalną notkę, której treść przytoczyła w dalszej części odezwy.
Byłam tym bardzo zaskoczona, że kobiety nie rozumieją, że pierwszy główny bohater w książce jest po prostu "złem" - pięknym i bogatym, ale złem... I dlatego we wszystkich zagranicznych wydaniach jest na koniec moja nota do czytelnika. Wiecie, co jest najgorsze? Że mimo tej notki... setki tysięcy kobiet uważa, że to wszystko, co się stało, było winą Laury, a Massimo jest tu ofiarą. Sami sobie odpowiedzcie na pytanie, czego to dowodzi... A oto ta notka: "Jeśli nie znalazłeś morału w mojej opowieści, już spieszę wyjaśnić. Trylogia "365 dni" nie gloryfikuje gwałtów i syndromu sztokholmskiego. Massimo, jak widzisz, nie jest kryształowy, a Laura głupia. Przykro mi, jeśli dałeś się nabrać urokowi głównego bohatera, pewnie w realnym życiu też zrobiłeś to nie raz. Ale pamiętaj! Nie wszystko złoto, co się świeci, a pieniądze i wygląd szczęścia nie dają. Liczy się wolność, niezależność, przestrzeń i partnerstwo, a nie dyktatura i drogie buty".
Na koniec Lipińska nawet podziękowała Siekluckiej za jej słowa.
Cieszę się, że kobiety zaczynają to wreszcie kumać, dzięki, Ama.