Anna-Maria Sieklucka i Michele Morrone odkąd tylko film "365 dni" pojawił w kinach, są nieustannie ze sobą łączeni. Zarówno media jak i widzowie niejednokrotnie wskazywali na to, że ogniste uczucie może łączyć aktorów nie tylko na ekranie, ale i w życiu prywatnym. Plotki o relacji bliższej niż przyjacielska regularnie podsycają także sami zainteresowani. Niedawno widziano ich, gdy trzymając się z ręce, eksplorowali Mediolan, a na wtorkowej premierze nowej części erotycznej produkcji nie odstępowali się na krok i obdarowywali czułościami.
Równolegle do doniesień o związku Siekluckiej i Morrone pojawiają się także spekulacje, że to, co widzimy, to jedynie zaplanowana gra na rzecz promocji "365 dni". Informacje te potwierdza również ekspert od mowy ciała, w którym skontaktował się Pudelek.
Na temat relacji Ani z Michele dociekał ostatnio i Kuba Wojewódzki. Na początku rozmowy goszcząca w show aktorka opowiedziała o pracy z przystojnym Włochem, zapewniając, że jest profesjonalistką.
Jesteśmy ludźmi, ale po to wybraliśmy sobie ten zawód, żeby potrafić wejść w rolę i się od tej roli odcinać. Jeszcze przede mną, daj mi losie tę przyjemność, żebym mogła to sprawdzić, że potrafię, ale najważniejsze jest to, żeby z partnerem, z którym grasz między sobą, stworzyć relację, która jest bezpieczna i przyjacielska - tłumaczyła, dodając:
(...) Myślę, że większość aktorek oszalałaby i aktorów także, więc jest to wpisane w nasz zawód, żeby odcinać się, inaczej byśmy wylądowali w zakładzie psychiatrycznym.
Gdy showman zapytał ją zaś, czy podoba się jej Morrone, odpowiedziała:
Oczywiście, że mi się podoba jako mężczyzna. Kłamałabym, jakbym powiedziała, że nie.
W pewnym momencie samozwańczy król TVN-u wystrzelił z pytaniem o związek z Łukaszem Witt-Michałowskim, z którym do niedawna łączona była Sieklucka. Filmowa Laura nie była jednak zbyt wylewna, odpowiadając jedynie "pomidor".
Możemy się jednak domyślać się, że związek Ani z 47-letnim reżyserem to już przeszłość. Patrząc na jej "przyjaźń" z kolegą z planu, trudno uwierzyć, że Łukasz byłby tak wyrozumiały, nawet jeżeli miałoby chodzić jedynie o promocję filmu...