Annę Marię Wesołowską polscy widzowie pamiętają z paradokumentu emitowanego przez lata na antenie TVN (a następnie TTV), przedstawiającego przebieg spraw na sali sądowej. Zgodnie z ideą programu, show prowadził prawdziwy sędzia. W oryginalnym formacie Barbara Salesch, a w Polsce właśnie Wesołowska — sędzia Sądu Okręgowego, absolwentka prawa na Uniwersytecie Łódzkim.
W pewnym momencie najsłynniejsza sędzia w kraju zniknęła z telewizji. O tym, co wówczas przeżyła, opowiedziała kilka lat temu. Jak się wtedy okazało, życie jej nie oszczędzało.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Anna Maria Wesołowska obecnie jest sędzią w stanie spoczynku. Wciąż jednak angażuje się w edukację prawną - swoim przekazem chce dotrzeć do młodzieży. Jest autorką książek, w których mówi o prawnych konsekwencjach czynów dokonywanych przez uczniów w wieku szkolnym.
Jakiś czas temu niegdysiejsza gwiazda TVN zgodziła się wziąć udział w podcaście "Dawno Temu w Telewizji w newonce", gdzie zdradziła kulisy pracy przy jednym z pierwszych polskich paradokumentów, ale też opowiedziała o tym, jak ogromnym wyzwaniem jest bycie sędzią. Decydując się na tę profesję, Anna Maria musiała być przygotowana na szereg wyrzeczeń. W niektórych przypadkach naprawdę zaskakujących. Wiele lat temu niewinna, zdawałoby się, przejażdżka na rolkach skończyła się dla sędziny dyscyplinarką.
Moi profesorowie nauczyli mnie, że sędziowanie to pewnego rodzaju misja - mówiła 70-latka. Ja mogę mieć własne poglądy, ale mogę je mieć w środku, natomiast na zewnątrz ja służę ludziom. Ktoś kiedyś powiedział, że sędziowie to kasta chłopców do bicia. Nie możesz iść do dobrej restauracji, bo tam możesz spotkać mafię, nie możesz być nieodpowiednio ubrany. Nie możesz jeździć na rolkach po ulicy, co raz mi się zdarzyło. Prawie się skończyło dyscyplinarką.
Wesołowska musiała pilnować się na każdym kroku, by nie naruszyć zasad kodeksu i nie przynieść ujmy godności sędziego. Nie ukrywa, że z tego powodu w przeszłości spotkały ją pewnie nieprzyjemności.
Sędzia użył wtedy takiego określenia: Dlatego jesteśmy taka kastą chłopców do bicia. I tego określenia użyła moja koleżanka, cytując tego sędziego - wspomina. Co z tego zrobiono? Kastę specjalną. Nigdy się tak nie czuliśmy. Wielu rzeczy nam nie wypada. Przyjść bez rękawów. Ja nie mogę przekroczyć prędkości. Kiedyś mandatu nawet nie mogłam zapłacić za złe parkowanie, co było ogromnym dla nas obciążeniem. Natychmiast informacja szła do prezesa. Jak przyszłam w sukience, bardzo modnej, ale trochę postrzępionej, to prezes wrócił mnie do domu, mówiąc: "Przykro mi, musisz się przebrać".
Zaskoczeni?