W czwartek Anna Mucha wywołała wokół siebie zamieszanie, zamieszczając na Instastories serię relacji, w których żaliła się na jedną z warszawskich restauracji. Obiad za 700 złotych, który zjadła tam z ukochanym Jakubem Wonsem, nie spełnił jej oczekiwań.
Samozwańcza "ekspertka kulinarna" oceniła m.in., że "ostrygi były bardzo średnie", a "ryba przesuszona". Odradzała też wizytę w tej restauracji, jeśli ktoś chce przeżyć "magic moment" i stwierdziła, że lepiej kupić sobie bilet do Krakowa.
Przypomnijmy: Dramat Anny Muchy. Zjadła obiad za 700 złotych, ale jej nie smakował. "Ostrygi były BARDZO ŚREDNIE!"
Skrytykowana przez Muchę restauracja postanowiła bronić swojego dobrego imienia. Właścicielka lokalu ujawniła, że na miejscu Anna mówiła, że wszystko jej smakuje i nie zgłaszała żadnych uwag. Ponadto wyszło na jaw, że celebrytka za obiad... wzięła fakturę.
Na Annę spadła krytyka, ale 41-latka zdaje się nic sobie z tego nie robić. Na Instagramie zamieściła swoje zdjęcie i dopisała po angielsku: "Zdrowie wszystkich moich hejterów! Cierpliwości, nadchodzi o wiele więcej".
Komentujący zwracają uwagę, że Anna czerpie chyba jakąś satysfakcję z prowokowania ludzi.
Moim zdaniem, ty lubisz mieć tych hejterów, lubisz ich wkurzać i czerpiesz z tego energię. Można być zabawnym i jednocześnie trochę złośliwym, ale jeśli czasami jest to tylko po to, by ludziom dokuczyć i przeradza się w podłość, to już przesada. Widzę, jak nieraz wkurzasz wegan, wierzących, teraz też dałaś ludziom powód z tym narzekaniem na obiad za 700 złotych - pisze jeden z internautów.
Też macie takie wrażenie?
Pudelek ma swoją grupę na Facebooku! Masz ciekawy donos? Dołącz do PUDELKOWEJ społeczności i podziel się nim!