Anna Mucha zadebiutowała na dużym ekranie jako kilkuletnia dziewczynka, grając w "Liście Schindlera" Stevena Spielberga w latach 90. Jednak to rola Magdaleny Marszałek w serialu "M jak miłość" przyniosła jej największą popularność. Aktorka wciela się w tę postać niemal od samego początku emisji serialu, który przyciąga widzów przed ekrany już od 2000 r.
Kariera 44-latki nie ogranicza się rzecz jasna wyłącznie do pracy na planie uwielbianego serialu. Jurorka programu "Drag Me Out. Czas na show" z powodzeniem łączy aktorstwo telewizyjne z występami na deskach teatralnych. Jest również aktywna w mediach społecznościowych, gdzie dzieli się z fanami różnymi aspektami życia zawodowego i prywatnego. Mimo trzydziestoletniego stażu w show-biznesie, perypetie Muchy wciąż wzbudzają ogromne zainteresowanie, o czym świadczy chociażby potężna liczba obserwatorów aktorki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Anna Mucha ujawnia kulisy swojej ikonicznej sesji do "Playboya"
Fani Anny doceniają nie tylko jej talent, ale również ponadprzeciętną urodę. Nie bez powodu gwiazdę już lata temu określano jako "największą seksbombę polskiego show-biznesu". W 2009 roku w kioskach ukazało się długo wyczekiwane wydanie "Playboya" z Muchą na okładce. Sesja zdjęciowa aktorki zyskała miano ikonicznej, a numer miesięcznika z jej udziałem sprzedał się w rekordowym tempie. W najnowszym wywiadzie 44-latka ujawniła kulisy tego przedsięwzięcia.
Paradoksalnie miałam bardzo źle skonstruowaną umowę i tutaj absolutnie nie winię Marcina Mellera, którego bardzo serdecznie pozdrawiam. Umówiliśmy się - i to była wzajemna umowa - na to, że realizujemy te sesję za określone pieniądze i one były relatywnie nieduże. Natomiast w sytuacji, gdyby były dodruki, to ja miałabym dostawać większe pieniądze. To było logiczne. Dwie okładki w dwóch różnych klimatach, ten sam miesiąc, coś fantastycznego. Obie okładki sprzedały się w trzy dni czy maksymalnie tydzień, fizycznie nie było możliwości, żeby je kupić. Ja się spodziewałam tego, że teraz drukarnie będą szły 24 godziny na dobę i dodrukowywały kolejne numery - wspominała w rozmowie z Mateuszem Szymkowiakiem ze "Świata Gwiazd".
Tymczasem okazało się, że na poziomie wydawnictwa podjęto decyzję, że absolutnie nie dodrukowują żadnego egzemplarza ze mną, ponieważ gdyby Amerykanie zorientowali się, że możliwość sprzedaży jest na poziomie przykładowo nie 100 tysięcy egzemplarzy, a 500 tysięcy, to śrubka zostałaby przekręcona tak, żeby za każdym razem żyłować ich do co najmniej 300 tysięcy. A standardem było to, że sprzedawało się na poziomie, nie wiem, 10-15 tysięcy. Nie znaleźliby takich bohaterek i nie mogliby też wytłumaczyć Amerykanom, że sorry Winnetou, ale Mucha jest tylko jedna. To był najlepiej sprzedający się numer, który nie miał dodruków - skwitowała Anna Mucha.
ZOBACZ TEŻ: Anna Mucha świeci dekoltem w obcisłej kreacji, a fani się zachwycają: "Czas się ewidentnie zatrzymał"
