W połowie sierpnia na instagramowym profilu Anny Skury zaczęły pojawiać się obszerne relacje ze szpitala. Podróżniczka wstrzymywała się jednak przed ujawnieniem tego, co się jej właściwie stało, zdradzając jedynie pokrótce, że ma za sobą poważną operację, po której "nie będzie już wyglądać tak samo".
Po tygodniach wodzenia za nos i relacjonowaniu tego, jak najbliżsi się nią opiekują, a ona sama dochodzi do siebie między innymi poprzez wizyty w lesie i dotykanie mchu, Ania w końcu wyznała, z czego wynikała hospitalizacja. W rozmowie z portalem WP Kobieta celebrytka zdradziła, że chodziło o "alternatywną metodę modelowania piersi" zwaną Aquafillingiem.
Zobacz też: Anna Skura UJAWNIA POWÓD OPERACJI: "Mam nadzieję, że nikt z Polski już nigdy nie podda się temu zabiegowi"
Głos Skura zdecydowała się także zabrać za pośrednictwem instagramowego profilu.
A Q U A F I L L I N G - zaczyna wielkimi literami pod zdjęciem z zabandażowanym biustem. To miała być alternatywna, "nieinwazyjna, bezpieczna" metoda modelowania piersi, której poddało się w Polsce kilka tysięcy kobiet. W tym ja. Przyjemnie brzmiąca nazwa, jednym nie mówi kompletnie nic, w drugich budzi grozę - kontynuuje w najnowszymi wpisie, następnie przybliżając, na czym polegał kontrowersyjny zabieg.
Zabieg wykonywany pod skrzydłami znanego lekarza w renomowanej klinice. Żel, który za pomocą ultramałych cięć wprowadzany był w piersi. Po pięciu latach miał się wchłonąć, a okazał się trucizną, która skrzywdziła, poddała cierpieniu i oszpeciła wiele kobiet. Metoda, która mimo atestów została wycofana z rynku, gdy okazało się, że żel nie wchłonie się nigdy, jest niebezpieczny, bo może migrować po ciele i uszkadzać tkanki w ciele - pisze mama Melody i tłumaczy, jak wygląda i z czym wiąże się usuwanie szkodliwego preparatu.
Można usunąć go poprzez poważną i bolesną operację, którą właśnie przeszłam. Operacja ta ratuje zdrowie, ale może uszkodzić i deformować piersi. Doświadczyłam tego. Usunięcie preparatu to dopiero pierwszy etap leczenia. Usunięcie preparatu i zmienionych przez niego tkanek wiążę się często z deformacją i asymetrią piersi, a w związku z wysokim ryzykiem powikłań - czytamy.
W dalszej części posta celebrytka wyraża wdzięczność za wsparcie, które otrzymała od swoich obserwatorów:
Dziękuję, że przez cały czas byliście ze mną i wspieraliście mnie piękną energią. Ona uleczała mnie każdego dnia i dała mi siłę, by wstać i opowiedzieć Wam swoją historię. Po operacji wpadłam w tak niskie wibracje, tzn. w uczucia lęku, strachu, beznadziejności, że nie miałam ani siły i woli, ani odwagi o tym mówić, czekając na dzień, w którym będę umieć z wdzięcznością za to doświadczenie spojrzeć i w pełni zaakceptować siebie taką, jaka jestem - pisze, apelując, by osoby w podobnej sytuacji, nie bały się sięgać po pomoc specjalistów.
Co więcej, na Instastories Ania po raz kolejny udostępniła zapłakane zdjęcia z czasu bolesnej rekonwalescencji. W szeregu najnowszych nagrań zapewniła jednocześnie, że niczego nie żałuje, bowiem traktuje zdarzenie, jak "lekcję samoakceptacji". Ujawniła dodatkowo, że nie jest przeciwniczką ingerencji chirurgicznych w wygląd.
Mimo tego, co przeszłam, nie neguję operacji plastycznych - zaznacza. Bo widziałam szczęśliwe oczy moich koleżanek, które spełniają tam swoje marzenia o idealnym dla nich ciele.
Myślicie, że w ten sposób Skura dała do zrozumienia, że planuje kolejną "poprawkę"?