Nie da się nie zauważyć, że nawet w przypadku prywatnych animozji rodzimi celebryci wolą raczej utrzymywać poprawne stosunki ze znajomymi z branży. Od czasu do czasu ci bardziej waleczni prominenci znajdują w sobie jednak odwagę, by wywołać kogoś do tablicy. Na taki krok zdecydowała się ostatnio Dorota Wellman, tym samym narażając się wielu celebryckim znajomym.
W swoim felietonie dla Wysokich Obcasów dziennikarka wyśmiała celebrytki, które traktują Instagram jak swój pamiętnik, na porządku dziennym dzieląc się mało interesującymi "rewelacjami" ze swojego życia. Wellman wykpiła instagramowy ekshibicjonizm, podając za przykład "pewną tancerkę", która udostępniła w sieci zdjęcie swojej zapłakanej twarzy tuż po tym, jak karetka zabrała jej babcię. Taki właśnie "kontent" pojawił się jakiś czas temu na profilu Edyty Herbuś...
Spostrzeżenia Doroty bardzo przypadły do gustu Agnieszce Hyży, czym podzieliła się na Instagramie w obszernym wpisie. Okazuje się, że żonie Grzegorza Hyżego też przeszkadza nadmierna "otwartość" niektórych osób publicznych.
Krótki felieton do poczynania na weekend - zaczęła Agnieszka. Od zawsze lubię "Wysokie Obcasy" i od zawsze mam słabość do Doroty Wellman. Nawet nie mogę jej oznaczyć... bo nie ma konta na Instagramie. I w tym rzecz i o tym właśnie jej ostatni tekst. Kilka razy rozmawiałyśmy o wpływie mediów społecznościowych na nasze życie, o granicach, ciągle przesuwanych, w ujawnianiu i odzieranie swojego życia prywatnego. Zgadzałyśmy się zawsze w tym temacie, a ten tekst wyjęty jest jakby z mojej głowy. Mam naprawdę wielki problem z tym na ile chciałabym otworzyć się tutaj, co jest jeszcze przyzwoite i dozwolone i jaki imperatyw w tej kwestii mógłby nami kierować.
Sama jestem ciekawa czy nie macie poczucia, że ostatnie lata, zwłaszcza w wydaniu znanych i rozpoznawalnych, to w wielu przypadkach zbyt wiele i zbyt mocno z konsekwencjami na lata i "odpryskami" sięgającymi daleko poza jeden post czy zdjęcie. Dorota jest przykładem na to (wbrew pozorom ona nie jedyna), która nie używając nowoczesnych narzędzi, Instagrama i całej reszty, pracuje, zarabia i media o niej nie zapominają. Do przemyślenia, co człowiek to opinia. Fajnie, ze Dorota ma w sobie śmiałość do dzielenia się publicznie, czasem niewygodnymi i niepopularnymi przemyśleniami.
O ile Agnieszka piała z zachwytu nad felietonem Wellman, inna koleżanka z pracy 60-latki poczuła się nim ewidentnie dotknięta. W komentarzu pod postem Popielewicz nieoczekiwanie uaktywniła się Anna Wendzikowska, znana zresztą ze swojej słabości do dzielenia się publicznie intymnymi szczegółami ze swojego życia.
Z całym szacunkiem dla Doroty, którą uwielbiam, ale niech sobie każdy pokazuje, co chce - napisała Wendzikowska. Jak mi się nie podoba, to nie oglądam i nie wchodzę... ale po co krytykować? Wydaje mi się, że za dużo mamy w przestrzeni publicznej wzajemnej krytyki. Krytykę jakichś patoinfluenserskich akcji, które kogoś krzywdzą rozumiem, tu trzeba stawiać granice. Ale akurat to, że ktoś pokaże dom, sypialnię czy złoty kibel nikogo nie krzywdzi. Żyj i daj żyć innym, to moja zasada.
Hyży pokusiła się o dyplomatyczną odpowiedź, podsumowując, że najważniejsze jest zachowanie "złotego środka".
Swoboda i akceptacja kończą się w momencie, gdy to co robisz, piszesz lub pokazujesz zaczyna krzywdzić innych lub narusza granice, która po ludzku i zwyczajowo powinny być przestrzegane. Doskonale Ania obie wiemy, ile dobrego można zrobić w przestrzeni social mediów i ile złego po drugiej stronie barykady. Grunt to złoty środek. Sprawdza się zawsze i wszędzie! Dosłownie nie ma co interpretować "kibla" i "domu". Warto pochylić się nad samym zjawiskiem.
Myślicie, że Wendzikowska może być jedną z celebrytek, które Wellman miała na myśli w swoim felietonie?