Kilka dni temu Gazeta Wyborcza popełniła artykuł na temat niełatwej sytuacji dzieci z rodzin patchworkowych w trakcie świąt Bożego Narodzenia. Problem ten aż za dobrze zna Anna Wendzikowska, która wychowuje dwie kilkuletnie córki - Kornelię i Antoninę, z czego każda dziewczynka ma innego ojca. W ostatniej rozmowie z Jastrząb Post dziennikarka opowiedziała, jak ma zamiar pogodzić potrzeby wszystkich w tym intensywnym okresie.
To jest tak, że jak się jest w tych łączonych rodzinach, to tymi świętami zawsze się dzielimy. Teraz jest tak, że na Wigilię dziewczyny są u swoich tatusiów, a na resztę Świąt są ze mną. Więc ja będę spędzać Wigilię z Kasią Glinką, taką wspólną, a potem cóż, prowadzę Sylwestra w Sopocie, więc taki jest plan na dalszą część tego okresu sylwestrowo-świątecznego - opowiedziała Wendzikowska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ania przyznała do tego, że raczej nie ma co liczyć na żadne prezenty. Dziewczynki, póki co, wręczają jej głównie laurki:
Ja nie dostaję prezentów. Dzieci moje są za małe. Ja zawsze mówię, że ja wszystko mam. Dla mnie najcenniejsze są takie rzeczy, jak mi dzieci zrobią jakąś laurkę czy wycinankę. (...) Takie prezenty cieszą mnie najbardziej. Ja z materialnych rzeczy naprawdę nic więcej nie potrzebuję. Powiem więcej - chociaż to oczywiście banał - największą przyjemnością jest dla mnie robienie prezentów im. Już są schowane, jeszcze tylko będę pakować pewnie noc przed, żeby nie znalazły - cytuje za Wendzikowską Jastrząb Post.