Obecnie życie Anny Wendzikowskiej widziane jest w kolorowej prasie głównie przez pryzmat jej licznych wycieczek po całym świecie, z których raczy swoich instagramowych fanów urokliwymi widokami. Jeszcze niedawno media rozpisywały się jednak przede wszystkim nie o jej podróżniczym zacięciu, a wyjątkowo skomplikowanych relacjach z ojcami dwóch córek: Patrykiem Ignaczakiem oraz Janem Bazylem.
Niedawno, już jako dumna, w pełni samodzielna mama, Anna Wendzikowska zdecydowała się na nowo rozdrapać ledwo co zabliźnione rany po rozstaniu. W podcaście "Tak Mamy" portalu Ofeminin z niespotykaną dotąd szczerością dziennikarka opowiedziała w szczegółach o tym, że ostatnie dwa lata swojego życia uważa tak naprawdę za "koszmar". Z jej wypowiedzi możemy wnioskować, że w dużej mierze do owego koszmaru przyczynił się właśnie Jan Bazyl.
W trudnych momentach okazywało się, że ta druga osoba nie jest w stanie za bardzo ogarnąć rzeczywistości. (…) Nasze pierwsze rozstanie przypadło tuż po narodzinach mojej młodszej córeczki. Ale jak poszliśmy na terapię, to przez jakiś czas nam się układało. Potem, jak zaczęła się pandemia, ta trudna sytuacja spowodowała, że znowu strzeliły bezpieczniki, że tak powiem - opisuje z nieukrywaną goryczą Wendzikowska.
Na domiar złego, później miało okazać się, że biznesmen dopuszczał się za plecami Wendzikowskiej czynów, które ona uważała za niemożliwe do zaakceptowania.
Potem dowiedziałam się wielu rzeczy, których nie wiedziałam wcześniej. Generalnie, gdy byłam w ciąży, kiedy byliśmy jeszcze przecież dosyć krótko razem, to… Nie, nie chcę mówić, to nie ma sensu. Natomiast to mi dało dobitnie świadomość, że innej drogi nie ma i że mam zupełnie inny system wartości. Choć wydaje mi się, że jestem dość tolerancyjna, to są pewne rzeczy, które są dla mnie nieakceptowalne. I na tym się po prostu budować nie da.
Filmowa wysłanniczka Dzień Dobry TVN zauważyła przy tym, że przez polski show biznes przetacza się plaga mężczyzn, którzy porzucają swoje partnerki w najbardziej delikatnym momencie ciąży. Jako przykład podała tutaj niedawny przypadek Joanny Opozdy i skompromitowanego Antka Krolikowskiego.
Strasznie mi szkoda, bo tak patrzę na te fajne dziewczyny dookoła, i myślę sobie, że mamy chyba jakiś tragiczny, ogromny kryzys męskości. A tak nie powinno być. Bo ten moment końcówki ciąży, urodzenia dziecka to jest jakiś koszmar dla kobiety. Te hormony, które w nas buzują, ten ogromny wysiłek naszego organizmu!
To jest przecież tak, jakbyśmy miały przez dziewięć miesięcy pasożyta, który żywi się naszym organizmem, naszą energią, nami. I to jest naprawdę, i mentalnie i fizycznie, duży ciężar do uniesienia. A dziecko wspólne. Dlatego, powiem szczerze, źle spoglądam na mężczyzn, którzy w takiej sytuacji nie okazują się mężczyznami - przyznaje surowo Ania.
Trudno się z nią nie zgodzić?