Portale społecznościowe dały celebrytom niespotykaną wcześniej możliwość bezpośredniego kontaktu z fanami. Zwiększyło to znacznie atrakcyjność marketingową gwiazd, w wielu przypadkach stając się nawet głównym źródłem ich utrzymania, przy jednoczesnym ponoszeniu minimalnych kosztów. Bycie internetową sławą ma jednak swoją cenę. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę, że nie wszyscy użytkownicy sieci muszą nas kochać i nierzadko lubią dzielić się swoimi opiniami.
Tak właśnie wygląda powszedni dzień Anny Wendzikowskiej, o której zwykliście pisać w komentarzach pod naszymi artykułami, że ma "telefon przylutowany do dłoni". Filmowa ekspertka TVN-owskiej śniadaniówki niemal dzień w dzień musi mierzyć się z komentarzami dotyczącymi jej wyglądu, wagi czy wypracowanych póz, które lubi prezentować na swoim profilu. Zdaje się nawet, że negatywne uwagi stały się bardziej intensywne, od kiedy celebrytka obwieściła światu, że (po raz kolejny) rozstała się z ojcem swojej młodszej córki - Janem Bazylem.
Obecnie Ania przebywa z dziećmi na wakacjach w Chałupach, gdzie czas wolny spędza na wyginaniu się na piaszczystych plażach - tak przynajmniej możemy wywnioskować z jej postów. Na swoim najnowszym zdjęciu zamieszczonym na stronie w poniedziałkowe popołudnie wyidealizowana Wendzikowska prezentuje swoje dorodne udo, podczas gdy jej miejsca intymne zakryte są beżowym kostiumikiem.
W opisie fotografii Ania zastrzegła, co prawda, że zdjęcie zostało porządnie dopracowane i "nie obrazuje tego, jak wyglądał jej pobyt nad morzem", jednak wytłumaczenie to ewidentnie nie spodobało się części jej "fanów", na których klimatyczna widokówka zadziałała niczym płachta na byka.
Żal mi Ciebie, kobieto. Ciągle epatujesz swoim ciałem w dziwnych, sztucznych pozycjach. Tak to jest, jak ciągle się szuka mężczyzny - bez powodzenia - napisała pod postem jedna z internautek.
Ania postanowiła rozprawić się ze swoim krytykiem na spokojnie.
Proszę sobie głowy nie zajmować - zaapelowała, dodając emotikonę uśmiechniętej buzi.
Na szczęście Wendzikowska nie musiała bronić się sama. Prawdziwi koneserzy jej urody prędko stanęli za nią murem. Jedna z obserwatorek jej profilu zaczęła się nawet publicznie zastanawiać, dlaczego niektórzy czują potrzebę zostawiania za sobą tak negatywnych komentarzy. Ania miała już przygotowaną odpowiedź.
Ja to akurat rozumiem. Ludzie rozładowują frustrację i własne niespełnienie. Nie wszyscy umieją to robić w konstruktywny sposób. Nie potrafią zacząć działać, żeby zmienić coś w swoim życiu. Tam, gdzie idzie uwaga, tam idzie energia, tam, gdzie idzie energia, to się manifestuje w życiu. Takie błędne koło, bo tymi negatywnymi emocjami napędza się więcej negatywnych rzeczy w swoim życiu. Można tylko współczuć, ale każdy jest kowalem swojego losu. Pozdrawiam wszystkich myślących i komentujących pozytywnie - czytamy na oficjalnym profilu Wendzikowskiej.
Zgadzacie się z nią?