Anna Wendzikowska wielokrotnie udowodniła, że charakteryzuje ją chorobliwy wręcz perfekcjonizm. O tym, że dziennikarka nie potrafi przegrywać, mieliśmy okazję przekonać się w ikonicznym już odcinku TVN-owskiego programu Ugotowani, w którym Ania przypaliła bataty przygotowane na kolację ze znanymi znajomymi, po czym w teatralnym geście wyrzuciła je do kosza i obrażona zamknęła się w pokoju.
Jak się okazuje, celebrytka od zawsze była wyjątkowo ambitna i za wszelką cenę próbowała osiągnąć zamierzone cele, a gdy jej to nie wychodziło, dostawała ataków złości i urządzała sceny przy ludziach. W piątek 39-latka podzieliła się z fanami smutną historią z czasów szkolnych, kiedy to jej marzenia o karierze pianistki zostały zmiażdżone przez złośliwą nauczycielkę. Do felernego zdarzenia doszło podczas egzaminu z gry na pianinie, gdy Ania miała 14 lat.
Swój wywód celebrytka zaczęła od pochwalenia się, że choć od ponad dwóch dekad nie praktykowała gry na instrumencie, wciąż obchodzi się z klawiszami niczym prawdziwy wirtuoz.
Kilka lat temu kupiłam pianino, stare zostało u rodziców. Po ponad 20 latach wróciłam do grania i tym razem dla siebie i z przyjemnością. Trochę uczę się od nowa, dużo pamiętam. Niesamowite, jak działa pamięć mięśniowa... otwieram nuty, trochę sobie przypominam, a potem palce już same niesione mocą własnej pamięci mkną po klawiszach. Czasami głowa nie wie, w jaki klawisz trzeba uderzyć, a one wiedzą.
"Marsz turecki" grałam na moim ostatnim egzaminie. Miałam 14 lat. Zagrałam bezbłędnie, z dobrą energią. I chociaż egzaminator postawił mi piątkę, moja nauczycielka, osoba bardzo surowa i mało miła, z wielką satysfakcją mi ocenę obniżyła, żeby mnie "ukarać" za to, że jej zdaniem w ciągu roku za mało ćwiczyłam... pamiętam, że kompletnie mnie to rozwaliło, bo fakt, mało ćwiczyłam, ale kilka tygodni przed egzaminem totalnie się zmobilizowałam i godzinami bębniłam gamy, etiudy, sonatiny i ten właśnie "Marsz turecki", żeby dobrze wypaść na egzaminie. Może myślała, że czegoś mnie to nauczy?
A mnie to złamało serce. Tyle wysiłku, kompletnie niedocenionego. Już wtedy nie lubiłam pokazywać słabości. Pamiętam, jak trzymałam w ręku świadectwo egzaminu państwowego z tą obniżoną oceną, chciałam się popłakać, ale zamiast tego na oczach nauczycielki i mojej mamy zgniotłam to świadectwo w kulkę i wyrzuciłam do kosza. A potem wyszłam. I nigdy już nie wróciłam na lekcje pianina. Wtedy nie wyobrażałam sobie, że mogę dalej obcować z kimś, kto tak podciął mi skrzydła, a przy okazji obraziłam się na pianino.
Dzisiaj wiem, że trzeba robić swoje, nie karać samego siebie za to, że ktoś się niefajnie zachował. (...) A ja znowu gram i teraz wreszcie mam z tego wielką frajdę.
Zaimponowała Wam?