Anna Wendzikowska jest matką dwóch córek: Kornelii i Antoniny. Kornelia urodziła się w 2015 roku, a Antonina trzy lata później. Ich ojcami są odpowiednio Patryk Ignaczak oraz Jan Bazyl. Wendzikowska często dzieli się swoim życiem prywatnym i zawodowym w mediach społecznościowych, pokazując również wizerunki pociech.
Choć jej życie zawodowe, a szczególnie rozstanie z "Dzień dobry TVN", było burzliwe, dziennikarka robi wszystko, by jej córki były szczęśliwe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z najnowszego wywiadu, jakiego Wendzikowska udzieliła Plejadzie, wynika, że jej dzieciństwo nie było do końca szczęśliwe. Jak przyznaje, wyszła z niego z wieloma traumami, o niektórych z nich do dziś nie ma pojęcia. Jak przyznała, tuż po jej narodzinach matka musiała wrócić do szpitala, a przez pięć dni opiekował się nią wyłącznie ojciec. Uważa, że to doświadczenie mogło być dla niej traumatyczne. Podobnie jak śmierć dziadka, gdy miała zaledwie rok.
Z pewnością duży wpływ miała na mnie też dynamika relacji między moimi rodzicami, a także to, że w naszym domu obecny był alkohol. Dopiero po latach zaczęłam zdawać sobie z tego sprawę i wyjmować to do świadomości - powiedziała.
Była gwiazda TVN rozważała pozbawienie swoich rodziców praw rodzicielskich.
Wielokrotnie chciałam też uciec z domu. (...) Do dziś pamiętam, jak tata wyrzucał mi zabawki przez okno w ramach kary za to, że nie posprzątałam. Zbiegałam na dół i zbierałam je ze śniegu. Dostawałam też od niego kary cielesne. Jakiś czas temu kuzynka powiedziała mi, że patrząc na naszą rodzinę, zawsze wydawało jej się, że jestem trochę z boku. I gdy dziś o tym myślę, dochodzę do wniosku, że miała rację. Moi rodzice byli ze sobą bardzo związani. Jako dziecko nie zdawałam sobie z tego pewnie sprawy, ale wewnętrznie czułam, że coś jest nie tak - że jest mi źle w rodzinnym domu - przyznała.
ZOBACZ: Niesiona wieczornym SZALEŃSTWEM Anna Wendzikowska OBŚCISKUJE SIĘ przed klubem z tajemniczym brunetem
Dziennikarz dopytał, czy czuje żal, i czy wybaczyła rodzicom. Jak przyznała, był to skomplikowany proces. Pomocna okazała się terapia.
To był proces, który miał kilka etapów. Najpierw był moment zaprzeczenia. Próbowałam wybielić rodziców. Wmawiałam sobie, że moje dzieciństwo wcale nie było takie straszne. Wszystko było przecież tak, jak należy. Wyniosłam z domu wiele dobrego, a moi rodzice byli wykształceni, mądrzy, liberalni.
Nawet na terapii nie potrafiłam powiedzieć niczego złego na ich temat. Nie przechodziło mi to przez gardło. Potem przyszedł moment oskarżenia, kiedy wybrzmiały moja złość i gniew. To są w ogóle bardzo sprawcze emocje, które pozwalają przeżyć poczucie krzywdy. Następnie pojawił się smutek – kolejna ważna emocja. Mogłam wtedy zapłakać nad idealnym dzieciństwem, którego nie miałam. Przeżyć swego rodzaju żałobę - wyznała Wendzikowska.
Zapytana o relacje z mamą, zawiesiła głos, a potem dodała, że niedawno zmarła.
Moja mama nie żyje. To wydarzyło się stosunkowo niedawno i nie mówiłam o tym jeszcze publicznie. Pożegnanie rodziców i stanięcie w pełnej dorosłości z poczuciem, że nie da się już niczego zmienić, naprawić i napisać inaczej, jest bardzo trudne. (...) Po śmierci mamy poczułam ogromną samotność - mówiła dalej.