Annie Wendzikowskiej udało się zgromadzić ponad półmilionowe grono instagramowych fanów, a wszystko za sprawą wyidealizowanego stylu życia prezenterki, który zdaje się składać głównie z podróży i urlopów. Fani od dawna zachodzą w głowę, jak samodzielna mama dwóch małych córeczek może sobie pozwolić na swoje wojaże. Póki co jednak Wendzikowska woli zbywać te pytania żartami. Wiadomo za to, że była gwiazda TVN-u do szczęścia "potrzebuje 40-50 tysięcy miesięcznie", co ujawniła w zeszłym roku podczas rozmowy z Żurnalistą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podczas gali See Bloggers celebrytka udzieliła nam wywiadu, w której nasza reporterka, Simona Stolicka, poruszyła kilka frapujących Pudelkowiczów kwestii. W pewnym momencie, gdy rozmowa zeszła na finanse, dziennikarka wyjawiła, czy kiedykolwiek dane jej było zetknąć się z biedą.
Staram się nie mówić o pieniądzach - przyznała. Wiem, że to popularne mówić, że się było biednym i duży medialny potencjał się na tym buduje. Ja wyrastałam w domu, w którym niczego nie brakowało. Moi rodzice nie byli bogaci, ale zawsze tak zarządzali finansami, że wszystkiego było pod dostatkiem. Mój tata jeździł pracować za granicę, czasem nie było go po pół roku.
Wendzikowska zapewniła, że o ile rodzice zapewnili jej wszystko, co mogli, nie była przez nich rozpieszczana, co nauczyło ją szacunku do pieniądza.
Ja dosyć wcześnie zaczęłam się utrzymywać - zdradziła. Jak pojechałam na studia do Londynu, bo takie miałam marzenie, to moi rodzice powiedzieli, że zapłacą mi za szkołę, ale za wszystkie inne muszę sobie zapłacić sama, to był taki czas, za chodziłam na studia, a nocami pracowałam, między innymi w szatani w klubie, albo jakiejś agencji marketingowej. To jest ważne, żeby mieć taki okres, kiedy zderzamy się z rzeczywistością i poznajemy, ile rzeczy kosztują i jak trudno na nie zapracować. Trzeba to umieć docenić.
Na koniec Ania zdradziła naszej reporterce, jak według niej sprawić, by dorastające w dostatku dzieci nie były oderwane od rzeczywistości i miały poukładane w głowie.
Wydaje mi się, że wcześnie trzeba im zacząć dawać swoje pieniądze i uczyć je zarządzania tymi pieniędzmi na prawdziwych sytuacjach - zawyrokowała. Dostajesz tyle i tyle tygodniowo i musisz sobie jakoś radzić. Na przykład w piątki moja córka chodzi z dziećmi do sklepiku i mogą sobie coś kupić za 5 złotych. I to jej decyzja, czy chce sobie kupić jakiś słodycz, czy zachować te pieniądze i zbierać na coś, o czym marzy. Ale ważne jest też to, żeby nie spełniać każdego ich marzenia i nie od razu. Bo fajnie jest umieć na coś czekać. Nie mieć poczucia, że wszystko musi się pojawiać teraz w magiczny sposób.
Ania ma już nawet pewną sprawdzoną metodę wychowawczą.
Uczę ich, że nie wszystko jest na wyciągnięcie ręki - pochwaliła się. Uczę ich już tego w domu. Zresztą same to wymyśliły. "To ja będę zmywać za 2 złote". Staram się ten system wdrażać. Chcesz coś mieć, to mi pomóż w domu.
Zobaczcie cały wywiad.