Jednym z głośniejszych wydarzeń ostatnich dni był reportaż Pudelka, autorstwa Dawida Grądkowskiego, który obnażył prawdę o wątpliwym etycznie, a przez niektórych nazywanym nawet przemocowym, stylu pracy Tomasza Barańskiego. Legendy o tancerzu i choreografie, który rozpoznawalność zdobył dzięki występom w "Tańcu z gwiazdami" krążyły od dawna, ale dopiero śledztwo naszego dziennikarza pozwoliło tym wszystkim historiom ujrzeć światło dzienne. Jak zwykle w takich sytuacjach, gdzie zmowa milczenia nie jest efektem wyrachowania, a lękiem przed konsekwencjami, ogromne słowa szacunku należą się osobom, które odważyły się opowiedzieć swoją historię. Show-biznes pełen jest "nietykalnych" karierowiczów, ale czasami wystarczy tylko jeden gest uruchamiający całą lawinę i maski "wymagających profesjonalistów" spadają, ukazując twarze pogubionych tyranów.
W całej tej sprawie warto zwrócić uwagę na reakcję samego Barańskiego i podmiotów, które go zatrudniały i promowały. Choreograf odniósł się do wstrząsających momentami relacji swoich byłych pracowników klasycznym "przepraszam tych wszystkich, którzy mogli poczuć się urażeni, dotknięci moimi słowami czy zachowaniem.", co zakrawa na jakiś żart. Darmowa porada PR-owa od Pudelka: tak sformułowane przeprosiny nie mają absolutnie żadnej wartości. Zachowania noszące znamiona mobbingu, dwuznaczne odzywki i przemoc ekonomiczna nie są kwestią uczuć czy wrażliwości - to naganne postawy, niezależnie od okoliczności. Wytłumaczeniem Barańskiego jest (a jakże!) "profesjonalizm i pracoholizm", a także, co ujmuje chyba najbardziej w jego wypowiedzi, zmiana klimatu wokół przemocowych zachowań, które niegdyś uchodziły za "dopuszczalną formę zwrócenia uwagi", natomiast dziś są już słusznie uważane za naganne. Tak jak gdyby szacunek do podwładnych był trendem. Pobudka panie Barański! Bycie przyzwoitym nigdy nie wyszło z mody.
Na całej linii zawiodły również Polsat i grupa Jake Vision, które postanowiły umyć ręce i jak najszybciej odciąć się od skandalu, przerzucając odpowiedzialność między sobą jak gorącego kartofla i ostatecznie doprowadzając do dobrze znanego nam finału pt. "to nie o nas, to o nich", opatrzonego oczywiście śmiesznymi frazesami o "dbaniu o najwyższe standardy". Ani słowa o pokrzywdzonych, żadnej obietnicy przyjrzenia się problemowi, zero - Tomek Barański nie pojawił się ostatnio na nagraniach "Tańca z gwiazdami", gdy petycja jego eks-pracowników zdążyła już dotrzeć do produkcji, więc problemu nie ma. Fantastycznie wykonany PR-owy freestyle - od nas będą za to cztery porządne jedynki.
A skoro przy uchylaniu się od odpowiedzialności jesteśmy, to w czwartek media obiegła informacja, że Antek Królikowski usłyszał nieprawomocny wyrok nakazowy w sprawie alimentów. Aktor stał się w ostatnich latach nieoficjalnym ambasadorem alimenciarzy, raz po raz tłumacząc się w tabloidach i na Instagramie z zaległości i kłopotów finansowych. Gdyby ktoś chciał wraz z tym wyrokiem świętować triumf sprawiedliwości, a zrobiła to już, jak się okazało przedwcześnie, Joanna Opozda, to z otwieraniem szampana powinien jeszcze poczekać. Prawnik Królikowskiego przekazał w rozmowie z Pudelkiem, że jego klient złoży sprzeciw i po nowym roku ruszy kolejne postępowanie sądowe, które, jak się domyślamy, ma nadzieję wygrać. Sam aktor zapewnia, że spłacił już cały dług i teraz regularnie łoży na Vincenta.
Nic nie zapowiada, żeby ta telenowela za prędko się skończyła, a my, chcąc nie chcąc, będziemy uczestniczyć w tym przykrym spektaklu. Obawiamy się, że po prawomocnym wyroku, niezależnie od jego treści, owacji na stojąco nie będzie, bo w tej sprawie przegrali wszyscy.
Oklasków nie powinna się spodziewać już Caroline Derpieński. Dolarsowa celebrytka, po próbie wyłudzania pieniędzy od fanów i performatywnym klepaniu biedy na TikToku, zdecydowała się na zmianę strategii i powrót do mamienia widzów błyskotkami i "bogactwem". Caroline wprawdzie nie wyjaśniła jeszcze obserwującym, skąd taki nagły zastrzyk gotówki i powrót do starych zwyczajów, ale zasugerowała, że być może stoi za tym "nowy Dżak". Zabawa w kotka i myszkę niekoniecznie przypadła do gustu internautom, na których kolejne próby zwrócenia na siebie uwagi przez Derpieński robią coraz mniejsze wrażenie. Być może wyniki oglądalności czy lajki pod wideo dają jej fałszywe poczucie popularności, ale nie ma się co oszukiwać - wylądowała już na peryferiach show-biznesu i kariery z tego raczej nie będzie.
Czy czekają nas desperackie próby spieniężenia tych ostatnich podrygów? To na pewno. Caroline grozi bowiem wszystkim karierą piosenkarki, a wydawało się, że ten rok już był dla nas wystarczająco ciężki… Tonący ponoć nawet brzytwy się chwyta, ale żeby tą brzytwą w nasze uszy mierzyć?! To miały być spokojne święta, ale wygląda na to, że show-biznesowa tradycja śpiewających karpi rozpoczęta przez siostry Godlewskie, nie ominie naszych wigilijnych stołów i w tym roku. Niech to będzie symboliczna rózga dla nas wszystkich - za umożliwienie 15 minut sławy tym, którzy nie są warci nawet sekundy naszej uwagi.