Trzeba przyznać, że strategia, którą przyjął w ostatnich latach Antoni Królikowski, opłaciła się z nawiązką. Bywanie na salonach z kolejnymi celebrytkami, z którymi sumiennie walczył o miano naczelnych "it-couples", zapewniły aktorowi stałą uwagę mediów, co w rezultacie przełożyło się na propozycje zawodowe. Wyjątkowe parcie na szkło, ale też determinacja i pracowitość sprawiły, że dziś Antek może poszczycić się tytułem najpopularniejszego polskiego aktora, o czym świadczą kolejne produkcje z jego udziałem, ukazujące się zarówno na srebrnym ekranie, jak i w telewizji.
Na fali popularności sztandarowego lowelasa polskiego kina zaproszono do programu Kuba Wojewódzki Show, gdzie gwiazdor opowiedział o swoim podejściu do sławy, a także rolach, w które przyszło mu się wcielić. Jako że sporym zastrzykiem popularności okazał się dla Królikowskiego związek z Julią Wieniawą, nazwisko celebrytki padło w rozmowie z showmanem aż 12 razy. Na początek 31-latek poruszył temat niezaprzeczalnego wzięcia, którym cieszy się wśród rodzimych reżyserów.
Akurat to jest przypadek, że filmy powstające w różnych okresach czasu mają swoje premiery po sobie - stwierdził. Jest mi miło, bo zawsze chciałem występować w filmach i cieszę się, że mam taką okazję.
W trakcie rozmowy Antek odniósł się do filmu Polityka z 2019, w którym wcielił się w rolę Arka, czyli postaci inspirowanej cieszącym się złą sławą Bartłomiejem Misiewiczem. Ukochany Joanny Opozdy przyznał, że możliwość poznania osoby, którą zagrał w obrazie Vegi, była dla niego niesamowitym doświadczeniem.
Grałem postać inspirowaną losami pewnego człowieka, każdy wie o kogo chodzi w filmie Polityka Patryka Vegi i nagle zobaczyłem go na żywo, to miałem takie "wow". Uważałem, że może mi się dostać za coś takiego, jeżeli nie ma dystansu, bo nie wiem, kim jest. Miło się przywitał i tyle. Powiedział, że jedna scena mu się nie podobała, gdzie moim zdaniem ja na jego miejscu byłbym nie zadowolony z dużo większej ilości scen.
Antek po raz kolejny poruszył temat kręcenia scen seksu, które okazały się dla niego wyjątkowo trudne. Jak już wcześniej pisaliśmy, wielokrotne zbliżenia z kobietami zmęczyły nawet samego amanta polskiego show biznesu.
To nie jest łatwe, a z drugiej strony mówisz sobie, że takie rzeczy trzeba robić, przełamywać te bariery, ryzykować, uczyć siebie i tak naprawdę jestem zadowolony z tych różnych decyzji odważnych, bo kiedy jak nie teraz?
Gwiazdor przyznał też, że niemal wcielił się w tytułową rolę w jednym z najbardziej kontrowersyjnych (i najgorzej przyjętych) filmów roku, Zenek, opowiadającym o losach króla disco polo.
Nie zagrałem go, ale jak do tego doszło nie wiem. Nie żałuję, że go nie zagrałem.
Na koniec Antek wziął na tapet swojego guru, czyli Patryka Vegę. Nie da się ukryć, że to po części to właśnie kontrowersyjny reżyser przyczynił się do sukcesu Królikowskiego, angażując go do kolejnych projektów. Choć żaden z ich wspólnych filmów nie spotkał się z przychylną recenzją krytyków, aktor niezmiennie uważa filmowca za prawdziwego geniusza. Żeby było ciekawej, "polski Leonardo DiCaprio" (bo tak mówi o Antku twórca serii Pitbull) zażyczył sobie, aby "w polskim kinie było więcej takich Patryków Vegów".
To środowisko go gdzieś tam na początku odrzuciło. Wcale mu się nie dziwię, że on robi swoje, robi to za prywatne pieniądze. Cieszę się, że mogę w tym modelu filmu współpracować czasami, bo to jest uczciwe i daj Boże, żeby więcej takich Patryków Vegów było w polskim kinie i każdy mógł robić takie filmy, jak chce.
Też chcielibyście więcej "Patryków Vegów", czy jeden w zupełności Wam wystarczy?