Adam Małysz, czterokrotny olimpijczyk i jeden z najsłynniejszych polskich sportowców, miewał w karierze momenty zwątpienia. Chociaż dzisiaj jest megagwiazdą i symbolem skoków narciarskich, niewiele osób wie, że jego kariera mogła zostać przekreślona jednym niefortunnym mierzeniem wzrostu. Adam miał wtedy zaledwie 23 lata. Zakulisową historię przypomnieli dziennikarze portalu Sport.pl, którzy zwrócili uwagę także na to, że to właśnie 20 lat temu zaczęła się "małyszomania". Tego zjawiska by nie było, gdyby nie konkurs w finlandzkim Kuopio.
23 listopada 2000 roku odbyły się kwalifikacje do konkursu w Kuopio, które Adam Małysz wygrał. Niestety, został zdyskwalifikowany, bo organizatorzy uznali, że miał za długie narty. Apoloniusz Tajner wspomina, że na wszelki wypadek przed kwalifikacjami obcięli Małyszowi narty piłką (!), jednak skrócili je tylko o centymetr, a lepiej byłoby to zrobić o dwa. Stosunek długości nart do wzrostu skoczka jest zapisany w restrykcyjnych przepisach, a podczas pechowych kwalifikacji okazało się, że Małysz jest za niski o... dwadzieścia milimetrów!
Myśmy tak zinterpretowali tabelę przygotowaną przez FIS (Fédération Internationale de Ski, Międzynarodowa Federacja Narciarska - przyp. red.), że żelazną piłką obcięliśmy Adamowi tyły nart o centymetr. A po kwalifikacjach powiedziano nam, że trzeba było o dwa - do 245, a nie 246 centymetrów. Uważaliśmy, że to błąd, więc zażądałem od Waltera Hofera powtórnego badania - cytuje Tajnera Sport.pl.
Zgodzono się na ponowne mierzenie, które miało nastąpić 24 listopada rano, przed konkursem. Powstała więc potrzeba "wydłużenia" Małysza tak, żeby "pasował" do za długich nart. Apoloniusz Tajner wspomina, że wieczorem i w nocy cały sztab rozciągał skoczka, by dodać mu centymetrów. Metody przypominają z opisu średniowieczne łamanie na kole.
Wieczorem Adama zaczęliśmy naciągać. Myśmy go wiązali do klamki, potem do kaloryfera. Złapaliśmy go za ręce i ciągnęliśmy. Za nogi i ciągnęliśmy. Fizjoterapeuta rozciągał przestrzenie międzykręgowe. Po wszystkim położyliśmy Adama spać - zwierza się Tajner.
Rano też nie było łatwo, bo przestrzenie międzykręgowe "spłaszczają się" przy codziennych aktywnościach, nawet przy chodzeniu. Tajner... zaniósł więc Małysza na plecach i jeszcze raz powiesił na drążku.
Rano się Adam oporządził, ja zamówiłem taksówkę i zaniosłem go do niej na plecach. Mało tego, jak zajechaliśmy pod hotel, to go wziąłem z auta na plecy i tak weszliśmy do holu, gdzie oczywiście wszyscy na nas dziwnie patrzyli. Następnie zniosłem Adama piętro w dół, pod salę, w której robiono pomiary. Koło schodów był drążek i na tym drążku Adama powiesiłem. Wisiał przez kilka minut, ile tylko mógł wytrzymać. Jak już nie nie dawał rady, to usiadł na schodach i czekaliśmy - opowiada Apoloniusz Tajner.
Efekt? Na mierzeniu okazało się, że Małysz... urósł o 1,7cm! To naprawdę sporo, więc nikt nie mógł uwierzyć, jak to się stało. Adamowi zaglądano nawet w buty.
Po tym pomiarze badali go na wszystkie strony, szukając przyczyny. Najpierw oglądali włosy Adama, sprawdzali, czy ich sobie nie podniósł, używając żelu. Później kazali mu zdjąć skarpetki i sprawdzali, czy czegoś do nich nie włożył. W końcu musieli uznać, że urósł - śmieje się Tajner.
Po konkursie w Finlandii przyszedł czas na Turniej Czterech Skoczni, który Małysz brawurowo wygrał, dodatkowo jako pierwszy Polak w historii. Od tego momentu zaczęła się właśnie małyszomania.