Co jakiś czas w polskich mediach ukazuje się wywiad, w którym artysta tej czy innej kategorii rozbiera na czynniki pierwsze to, jaki wpływ - przeważnie negatywny - miała na jego rozwój i dalsze życie wiara katolicka, a w szczególności instytucja Kościoła w Polsce. Tym razem akurat właśnie w podcaście poświęconym kulturze ukazującym się pod egidą magazynu Wprost wokalista Arek Kłusowski pochylił się nad zagadnieniem religii.
Zobacz: Aleksandra Żebrowska uderza w kościół: "Nie chcę kierować dzieci do instytucji, KTÓREJ SIĘ WSTYDZĘ"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Arek Kłusowski w mocnych słowach o Kościele katolickim
Punktem wyjścia do wątku okołokościelnego była rozmowa na temat śmierci oraz sposobów jej interpretacji w polskiej kulturze. Kłusowski jasno diagnozuje, że jako naród mamy pewne znaczące problemy z tym zagadnieniem właśnie przez działanie religii katolickiej.
Uważam, że polski kościół ma niewiele wspólnego z regulaminem chrześcijaństwa zawartym w Biblii, który sprowadzić można do słów: nie rób drugiemu, co tobie niemiłe. Ten kościół od dzieciństwa straszy nas śmiercią, wpaja nam, że musimy garbić się pod krzyżem pokory, żałować za grzechy i przepraszać, że żyjemy.
Wokalista twierdzi, że Kościół w tym przypadku nie spełnia swoich podstawowych zadań i na dłuższą metę jedynie krzywdzi relacje międzyludzkie, zamiast je scalać.
Ta instytucja jest nasycona złą energią. Nie pozwala nam się do siebie zbliżać, a z drugiej strony nakazuje trwać do końca życia w nieszczęśliwych patologicznych związkach, bo przecież rozwód to grzech. To okropne. Niestety, w zespoleniu z polską mentalnością, skutkuje ogromem nienawiści i sporów. Kościół, zamiast wypełniać ludzi radością, nasyca ich strachem, również strachem przed śmiercią.
Przypomnijmy: Edyta Górniak PONIŻA młodego muzyka, który zwrócił jej uwagę, że głosi brednie. "ŻYCZĘ CI JAKIEJKOLWIEK NAGRODY"
Arek Kłusowski na temat apostazji
Prowadzący rozmowę Maciej Drzażdżewski zapytał wreszcie, czy Kłusowski ma już ze sobą proces apostazji, skoro tak mało entuzjastycznie wypowiada się na temat Kościoła. Muzyk otwarcie przyznaje, że nie potrzebuje zaświadczenia, aby czuć się odseparowanym od instytucji.
Ta decyzja zapadła we mnie i nie miałem najmniejszej ochoty jechać w rodzinne strony i przechodzić przez ten złożony proces, szukać świadków i potrzebnych dokumentów. Po prostu nie ma mnie w kościele i nie interesuje mnie, czy jestem gdzieś tam przypisany, czy nie.
Zgadzacie się z nim?