"Taniec z gwiazdami" gości w polskiej telewizji już od kilkunastu lat. Edycji tanecznego show było tak wiele, że zdaniem wielu tytułowymi "gwiazdami" są dziś trenerzy, z którymi celebryci wylewają siódme poty na sali treningowej, a nie odwrotnie. Mimo tego wciąż nie brakuje chętnych, aby pląsać na słynnym parkiecie pod okiem kamer.
Choć grono osób publicznych, które zachwalały przygodę w "Tańcu z gwiazdami", jest wyjątkowo pokaźne, to nie brakuje też gwiazd wspominających udział w show jako niewyobrażalną udrękę. Do tej grupy dołączył właśnie Artur Barciś, aktor znany m.in. z ikonicznej w pewnych kręgach roli Tadeusza Norka w "Miodowych latach".
Zobacz też: Artur Barciś krytycznie o milionach dla discopolowców: "Trudno się nie oburzać. To są BARDZO ZAMOŻNI LUDZIE"
W niedawnej rozmowie z Plejadą Barciś postanowił wrócić myślami do czasu, gdy to on był jednym z uczestników tanecznego formatu. Na parkiecie pojawił się wiosną 2010 roku w parze z Pauliną Biernat i zajął wtedy 7. miejsce. W międzyczasie serialowy Tadeusz Norek doznał poważnej kontuzji stopy, jednak mimo to kontynuował swoją przygodę w programie. Dziś wspomina jednak, że nie było warto.
Potwornie tego żałuję [udziału w programie - przyp.red.]. Wydawało mi się, że to będzie przygoda, taki żart. A to była ciężka praca po siedem godzin dziennie. Do tego ogromny wysiłek fizyczny, potworny stres i masa upokorzeń. Odzwyczaiłem się już od tego, by ktoś mi mówił, że jestem beznadziejny i stawiał mi trójkę. Oczywiście, to była też dla mnie lekcja pokory. Jednak czasami te oceny były mocno niesprawiedliwe - zaczął z grubej rury.
Największy żal Barciś ma jednak do jurorów, którzy jego zdaniem nie wykazali się wystarczającym zrozumieniem w obliczu jego kontuzji. W trakcie treningów pękła mu bowiem kość w stopie, a Iwona Pavlović i reszta jury wcale nie potraktowali go ulgowo. Jak twierdzi, czuł się wtedy, jakby "ktoś mu napluł w twarz".
Wiedziałem już wtedy, że w kolejnych odcinkach nie wystąpię, bo pękła mi kość w stopie. Na dodatek podczas schodzenia po schodach ta kość się złamała. Miałem założoną blokadę, żeby mnie nie bolało i żebym mógł zatańczyć. I przez to, że nie czułem bólu, zbiegłem po schodach i wtedy ta kość strzeliła. Nie wiem, jak udało mi się wystąpić. Tym bardziej, że tańczyliśmy trudną rumbę. Po występie usłyszałem od pani Iwony Pavlović, która wiedziała o mojej kontuzji, że rumby to ona w moim tańcu nie widziała. Poczułem się, jakby ktoś napluł mi w twarz. I to są tego rodzaju upokorzenia, które nie są warte tych pieniędzy, ani tej przygody - skwitował gorzko.
Wieści o niezwykle traumatycznych wspomnieniach aktora dotarły w końcu do samej zainteresowanej, którą Artur dobrodusznie wymienił z imienia i nazwiska we wspomnianym wywiadzie. W rozmowie z reporterem Faktu Pavlović z początku nie mogła uwierzyć, że aktor wypowiada się o swoim doświadczeniu z programem tak krytycznie.
Nie wiem, czy to są rzeczywiście jego słowa, bo od tego należałoby zacząć. Ja nie lubię przedruków przedrukowań, bo jedno słowo z kropką lub bez zmienia cały sens. Musiałabym pana Barcisia usłyszeć, jak on to mówi. Nie do końca w to wierzę, bo moim zdaniem w tym programie nikt nikogo nigdy nie upokarza. Nie sądzę, żeby aż taka była jego intencja - mówiła wyraźnie zmieszana.
Iwona nie mogła jednak wciąż unikać odpowiedzi na sedno pytania, dlatego odniosła się mimo wszystko do jego słów. Nie sądzimy natomiast, aby jej wypowiedź złagodziła wspomnienia aktora, bo zapewniła jedynie, że nie stosują taryfy ulgowej i jako jurorzy oceniają taniec, a nie stan zdrowia uczestników. Twierdzi też, że jego postawa "nie jest fair".
Proszę pamiętać, że w programach, w których jesteśmy oceniani, (...) nie ma czegoś takiego: "Poproszę o dziesiątkę, bo ja jestem dzisiaj nie w formie". Przecież jest mnóstwo programów, dotyczących naszych różnych umiejętności artystycznych śpiewająco- tańcząco-gotujących i robiących różne cuda i tam nikt nikogo nie pyta, czy pan jest chory, czy zdrowy, więc trzeba się liczyć z oceną. Moim zdaniem byłoby to bardzo nie fair, ponieważ tyle, ile jest par na parkiecie, tyle par mogłoby wyciągnąć L4 i powiedzieć: "Ja mam skręcone biodro, mnie boli łydka, a mnie boli głowa". Więc jeżeli tak powiedział, to byłoby nie fair, ale ja nie sądzę, by się w ten sposób wyraził - próbowała robić dobrą minę do złej gry.
Też sądzicie, że jurorzy faktycznie powinni patrzeć przychylniej na gwiazdy, które doznały kontuzji?
Posłuchaj najnowszego odcinka Pudelek Podcast!