Wciąż nie milkną echa głośnego rozstania Artura Orzecha z Telewizją Polską. O tym, że dziennikarza nie zobaczymy już w roli prowadzącego Szansy na sukces, dowiedzieliśmy się pod koniec marca. Sądząc po wpisach 57-latka, nie ma wątpliwości, że zakończenie współpracy ze stacją nie przebiegło w przyjacielskich stosunkach.
Choć minęło już trochę czasu, Orzech najwyraźniej wciąż nie może przełknąć końca przygody z TVP. Mężczyzna nie tylko twierdzi, że to on sam (wbrew temu, co ogłosiła telewizja publiczna) zadecydował, że odchodzi ze stacji, ale i najwyraźniej nie zamierza rezygnować z komentowania tegorocznej Eurowizji.
Na facebookowym profilu Artura pojawił się wpis, w którym oznajmił, że... założył własny kanał w serwisie YouTube. Poinformował jednocześnie, że to tam zamierza się teraz sprawdzać w swojej dawnej roli, czyli komentować Konkurs Piosenki Eurowizji, robiąc konkurencję Telewizji Polskiej. Przy okazji ogłoszenia, że został youtuberem, dziennikarz nie omieszkał wbić szpili prezesowi stacji.
Panie Kurski. Zatrzymał się Pan w czasie. Skomentuję Eurowizję, jak będę chciał. Pan mi w tym nie przeszkodzi - napisał z zaskakującą pewnością siebie Orzech.
W opisie kanału byłego pracownika TVP możemy zaś przeczytać: "Wyprzedź prezesa, zanim Ci oświadczy, że nie skomentujesz Eurowizji!".
Jacek Kurski ma się o co martwić?