Artur Orzech przez wiele lat był związany z TVP. Widzowie mogą kojarzyć go chociażby z prowadzenia festiwalu w Opolu, czy komentowania Eurowizji. Pod koniec swojej przygody z Telewizją Polską został poproszony o bycie gospodarzem wskrzeszonej "Szansy na sukces".
Dlaczego Artur Orzech przestał prowadzić "Szansę na sukces"?
Co ciekawe, Orzech po raz pierwszy dostał propozycję prowadzenia muzycznego show zaraz po odejściu Wojciecha Manna. Finalnie program został jednak zdjęty z anteny. Propozycja wróciła do niego kilka lat później.
Początkowo miałem wpływ na wybór uczestników, brałem też udział w rozmowach redakcyjnych na temat tego, jakich artystów należy zaprosić. Z czasem jednak moje sugestie przestały być brane pod uwagę. A potem po prostu zacząłem dostawać maile z informacją, kto będzie gościem w kolejnym odcinku. Mój wpływ na program był coraz mniejszy, a od pewnego momentu – żaden - wspominał w rozmowie z "Plejadą".
To właśnie brak wpływu na zapraszanych gości miał być kością niezgody między prezenterem a pracodawcą. Od tego przynajmniej się zaczęło. Orzech nie ukrywał potem, że nie jest zwolennikiem zapraszania do "Szansy..." wykonawców disco polo. Wyjątkiem miał być Zenek Martyniuk. Tak się jednak nie stało i redakcja programu miała w planach kolejnych gości ze środowiska tzw. muzyki chodnikowej.
Dalszą przygodę Artura Orzecha z "Szansą..." przeważyło zaproszenie Jana Pietrzaka i zespołu Boys. Dziennikarz wprost mówił, że nie miałby o czym z nimi rozmawiać. Mimo to TVP nie słuchała jego obiekcji. W odpowiedzi Orzech złożył wypowiedzenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tak wyglądał koniec kariery Artura Orzecha w TVP
Jedyne, co mogłem zrobić, to zrezygnować z prowadzenia "Szansy na sukces". I tak też się stało. [...] Uprzedziłem kierownika produkcji, że nie pojawię się na planie dwa dni wcześniej - mówił w tym samym wywiadzie.
TVP przedstawiła jednak sytuację nieco inaczej. Z oświadczenia stacji wynikało, jakoby prezenter po prostu nie stawił się na nagraniu. Po latach Orzech postanowi raz jeszcze rozwiać wszelkie wątpliwości i wyjaśnić, jak wyglądało jego pożegnanie z "Szansą na sukces".
To pewne zafałszowanie. Gdyby rzeczywiście tak było, skąd wziąłby się Marek Sierocki? Przechodził korytarzem przy S-5 na Woronicza? Przecież nie wyciągnięto go jak królika z kapelusza iluzjonisty. Produkcja wiedziała, że mnie nie będzie, w związku z czym sięgnięto po niego jako zastępstwo - tłumaczył.
Jak dodał, to on zrezygnował ze współpracy z Telewizją Polską, a nie odwrotnie, jak próbowano przedstawić tę sytuację.
Mam w posiadaniu dokumenty, z których jasno wynika, że niestawiennictwo na nagraniach, łączy się z karą finansową dla mnie. Karę zapłaciłem - przypomniał.
Myślicie, że jeszcze kiedyś zobaczymy go w TVP?