W wyniku obrażeń doznanych podczas walki w ramach gali PunchDown zmarł jeden z uczestników - Artur "Waluś" Walczak. Lekarze toczyli bój o jego życie przez kilka tygodni. Po operacji był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Ostatnio podejmowano próby wybudzenia, ale te nie powiodły się.
W piątek poinformowano o śmierci Walczaka. Szpital, w którym przebywał, podał, że przyczyną zgonu była "niewydolność wielonarządowa wynikająca z nieodwracalnego uszkodzenia centralnego układu nerwowego".
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Sprawdzano, czy gala była odpowiednio zabezpieczona medycznie. Dodajmy, że nokautujący cios zadał Dawid "Zaleś" Zalewski.
Po śmierci Walczaka prokuratura zdecydowała o przeprowadzeniu sekcji zwłok. Nie wiadomo, czy ktokolwiek usłyszy zarzuty w tej sprawie
Prokuratura prowadzi postępowanie przygotowawcze. Rozmawiałam dzisiaj z prokuratorem nadzorującym to postępowanie. Czynności w tej chwili prowadzi Komenda Miejska we Wrocławiu. Na pewno ta śmierć jest bardzo ważna dla postępowania i dla oceny zachowania organizatorów i uczestnika, który dokonał tego uderzenia. Jeszcze nikt nie został przesłuchany w charakterze podejrzanego, nikomu nie postawiono zarzutów – poinformowała Onet rzecznik prokuratury Małgorzata Dziewońska.
Czytaj także: Organizatorzy PunchDown żegnają Artura "Walusia" Walczaka: "Nadzieja ostatecznie zgasła"
Po brutalnym nokaucie na gali PunchDown Walczak trafił do szpitala w stanie krytycznym, a rokowania od początku były mało optymistyczne. U mężczyzny doszło do rozległego wylewu krwi do mózgu i wytworzenia ogromnych rozmiarów krwiaka. Po operacji "Walusia" wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej. Niestety mężczyzna nie przeżył.
Zdradzimy Wam, kto najlepiej klika się na Pudelku!